skrzypceTo słowa zachwytu Stevena Isserlisa nad sztuką artysty, o którym świat zapomniał, a przecież był jak Richter, Gilels, Heifetz, Horowitz, Menuhin, Rostropowicz jednym z najwspanialszych muzyków, jacy pojawili się w XX stuleciu. Daniel Szafran, gdyby żył, 13 lutego skończyłby 85 lat.
Nie był typem idola, pogromcy koncertowych sal, może dlatego jego nazwisko nie obrosło legendą, na jaką niewątpliwie zasłużył. Tylko najlepiej zorientowani wiedzieli, że Szafran – to poeta wiolonczeli, wspaniały muzyk, w czasie gry, niemal zrośnięty z instrumentem, pozostający z nim w absolutnej symbiozie. Nie był to zwyczajny instrument. To trofeum zdobyte w młodości w dowód uznania dla talentu. 14-letni Szafran w 1937 roku wygrał wszechzwiązkowy konkurs dla skrzypków i wiolonczelistów. Nagrodą była wspaniała wiolonczela, instrument Niccolo Amatiego z 1630 roku, z którym Szafran nie rozstawał się przez całe życie. Instrument o magicznym dźwięku, i możliwościach brzmieniowych zupełnie wyjątkowych. Szafran uczynił go swoim talizmanem, powiernikiem najskrytszych, najbardziej poufnych uczuć, jakie grając potrafił i chciał wyrazić.
Ten wspaniały rosyjski wiolonczelista jest bohaterem cyklu spotkań w tym tygodniu, w których gramy czasem, tym historycznym, utrwalonym w nagraniach i w pamięci. W programach utwory Bacha, Francka, Rachmaninowa, Szostakowicza, Prokofiewa, Schnittkego, także transkrypcje Schumanna, Chopina, Czajkowskiego, Albeniza w niezapomnianych interpretacjach Daniela Szafrana.
Zapraszam
Małgorzata Pęcińska
18 - 21 lutego, godz. 11.10