Najprostsza definicja "normy językowej" określa ją jako zbiór wszystkich form i wyrażeń, które w danym momencie, przez daną społeczność, są uznawane są za poprawne. Na problemy z tą formułą, w audycji Małgorzaty Tułowieckiej, zwracał uwagę dr Jarosław Łachnik.
- Norma językowa ma charakter schizofreniczny. Z jednej strony zaznacza się, że to nie jest to, co językoznawcy uznają za poprawne ani to, co jest w słownikach napisane. Nie ustala jej też Rada Języka Polskiego, gdyż norma jest w ludziach. Z drugiej strony jeśli szukamy form poprawnych, to zaglądamy do słownika i tak to się zazębia - zauważał gość audycji.
W tym miejscu pojawia się pytanie: kto decyduje o przynależności wyrażeń do norm językowych? - Można uznać, że pewna społeczność ma większy tytuł do tego - mówiła językoznawczyni Agata Hącia. - W wydawnictwach poprawnościowych jako taką opisuje się wielopokoleniową inteligencję humanistyczną albo językoznawców, ze względu na ich kompetencje - wymieniała.
Co jednak w sytuacji, kiedy pewne uznawane przez fachowców za błędy językowe sformułowania upowszechniają się? - Od czasów zaborów językoznawcy grzmią, że "póki co", to rusycyzm, a "póki co" ma się świetnie - zauważał dr Łachnik. - Myślę, że w tej sytuacji będzie trzeba ustąpić, bo choć podczas moich wykładów podaję formy właściwe, takie jak "na razie”, "jak do tej pory”, to mam świadomość, że to działanie teoretyczne, bo nie wynika z tego, że ludzie od tego odejdą. I tu dotykamy tego, co najważniejsze w normie językowej, bo tym językiem nie można tak arbitralnie sterować, że językoznawcy zarządzą i tak będzie - dodawał.
O problemach z używaniem takich słów jak "projekt" czy "posiadać" rozmawiali Agata Hącia, Małgorzata Tułowiecka i Jarosław Łachnik.