Andrzej Podkański: sztuka prowadzi mnie do tajemnicy

Ostatnia aktualizacja: 24.11.2022 09:30
- Uważam, że każda prawdziwa sztuka jest sztuką religijną (...). Jest jakieś szczególne napięcie, jesteśmy sam na sam ze sobą, nie chcemy kłamać. Wszystko, co potrafimy najlepszego, wkładamy w obraz, poszukujemy doskonałości, absolutu - mówił w Dwójce Andrzej Podkański, malarz, tegoroczny laureat Nagrody im. Jana Cybisa.
Andrzej Podkański
Andrzej PodkańskiFoto: Wanda Hansen

Maluje obrazy, które z trudem mieszczą się w jego małej pracowni. Pracuje przy muzyce. Nie potrafi uwolnić się od patrzenia na świat przez pryzmat potencjalnych płócien. Zanim stworzy obraz, eksperymentuje za pomocą szeregu rysunków. Szuka niezwykłego, zaskakującego światła. Czasami dziwi się, że to on jest autorem danego płótna.

Tyłem do autora

W niewielkiej pracowni na warszawskim Mokotowie dominują sztalugi, farby, płótna. Uwagę zwracają obrazy odwrócone tyłem. - Jest to stary dobry zwyczaj malarski - tłumaczył Andrzej Podkański. - Po skończonej robocie obrazy kładzie się tyłem do samego siebie i czeka, aż się same domalują. To rodzaj metody-szuflady, po jakimś czasie - kiedy nam się wydawało, że namalowaliśmy arcydzieło - ileż to razy człowiek się budził z rana, oglądał, a to z arcydziełem nie ma nic wspólnego - żartował.

Zharatany Pergolesi

Kolejnym przyciągającym uwagę elementem w pracowni jest grający gramofon. - Lubię słuchać muzyki, która podświadomie mnie uduchowia, a jednocześnie nie wychodzi przed obraz - mówił artysta. - Ona mi towarzyszy, napełnia pracownię. Natomiast kiedy obraz mi wyjdzie i zasłużę na muzykę monumentalną, na przykład Bacha, Haydna czy symfonie Beethovena, to siadam sobie przed tym obrazem, staję się pierwszym na świecie odbiorcą. To są chyba chwile najważniejsze dla malarza.

Czytaj także:

- Klika razy zrobiliśmy taki eksperyment. Jak ktoś oglądał obraz, puszczałem tę samą muzykę, przy której malowałem, i nie wiem, czy to muzyka czy obrazy, ale wzruszenie było podwójne - zaznaczył Andrzej Podkański. - Najbardziej zharataną płytą jest Pergolesi, nie wiem dlaczego.

***


Jest absolwentem Wydziału Malarstwa warszawskiej ASP w pracowniach profesorów: Tadeusza Dominika - malarstwo sztalugowe, Ryszarda Wojciechowskiego - malarstwo ścienne.

Dyplom uzyskał w 1984 (...). Swoje malarstwo prezentował na 15 wystawach indywidualnych oraz kilkudziesięciu pokazach zbiorowych w wielu krajach świata.

Od czasu przełomu ustrojowego oprócz malarstwa przez wiele lat tworzył społeczno-polityczne felietony dla różnych rozgłośni Polskiego Radia.

W stanie wojennym i trudnych latach 80. współorganizował pomoc charytatywną niesioną przez Szwecję dla Polski. Dla prasy ogólnopolskiej pisał artykuły o sztuce. Od lat pracuje z młodzieżą artystyczną.

W 2019 roku uhonorowany Srebrnym Medalem "Zasłużony Kulturze - Gloria Artis". Ostatnio otrzymał Nagrodę im. Jana Cybisa za 2022 rok. 

(biografia pochodzi ze strony Okręgu Warszawskiego Związku Polskich Artystów Plastyków)

Posłuchaj
28:39 2022_11_23 21_30_14_PR2_Rozmowy_po_zmroku.mp3 W pracowni malarza. Z wizytą u Andrzeja Podkańskiego (Rozmowy po zmroku/Dwójka)

***

Tytuł audycji: Rozmowy po zmroku

Prowadził: Michał Nowak

Gość: Andrzej Podkański (malarz, tegoroczny laureat Nagrody im. Jana Cybisa)

Data emisji: 23.11.2022

Godzina emisji: 21.30

kor

Czytaj także

Siedem wersji "Słoneczników". Barwy jako środek wyrazu

Ostatnia aktualizacja: 23.10.2022 15:01
Najsłynniejsze "Słoneczniki" świata powstały pomiędzy sierpniem a wrześniem 1888 roku. Cztery pierwsze wersje Vincent van Gogh stworzył z myślą o dekoracji sypialni Paula Gauguina, którego zaprosił do Arles i gościł w Żółtym Domu. Trzy kolejne powstały na początku 1889 roku, już po wyjeździe Francuza i po załamaniu nerwowym van Gogha.
rozwiń zwiń
Czytaj także

"Tratwa Meduzy". Tragedia u afrykańskich wybrzeży uwieczniona na płótnie

Ostatnia aktualizacja: 20.11.2022 15:13
Théodore Géricault zaczął malować "Tratwę Meduzy" dwa lata po katastrofie statku i długo studiował poszczególne elementy obrazu - sztormowe fale, jak i martwe ludzkie ciała. Kompozycja jest bardzo przemyślana - to piramida stopniowo schodząca w stronę widza. Na jej szczycie znajduje się mężczyzna wymachujący ku statkowi na horyzoncie, a u krawędzi od strony widza - martwe ciało wypadające z tratwy. Géricault przedstawił ostatni moment tragedii, tuż przed ocaleniem. Namalował 15 uratowanych rozbitków i 5 martwych ciał.
rozwiń zwiń