Rzeź polskiej ludności trwała ponad rok. Pojedyncze napady zaczęły się już w 1942, a machina zbrodni ruszyła na początku 1943. Apogeum przypadło na 11 lipca - określane jest jako krwawa niedziela. Mordy na Wołyniu skończyły się dopiero w pierwszym kwartale 1944 roku. Od połowy 1943 rzezie przeniosły się na południowe województwa II RP: stanisławowskie, tarnopolskie i lwowskie.
W tym roku mija 70 lat od tamtych wydarzeń. W uroczystości je upamiętniające włączyła się radiowa Jedynka. Będziemy prezentować materiały i relacje świadków rzezi Wołynia. Dorota Świerczyńska rozmawiała z tymi, którzy przeżyli:
Wacław Gąsiorowski przeżył rzeź Wołynia
Pan Wacław Gąsiorowski urodził się w Zasmykach koło Kowla. W 1943 roku miał 15 lat. - Był wśród nich znajomy Ukrainiec, z którym chodziłem do szkoły. On też mordował. Piłę wzięli od drzewa i rżnęli na pół mamusię. Mnie trzymali za ręce. Jak konała, powiedziała: uciekaj. Szarpnąłem i zacząłem biec - wspomina.
W czerwcu 1943 roku dowódca jednej z grup UPA wydał dyrektywę ws. likwidacji polskiej ludności. "Powinniśmy przeprowadzić wielką akcję likwidacji polskiego elementu. Przy odejściu wojsk niemieckich należy wykorzystać ten dogodny moment dla zlikwidowania całej ludności męskiej. Tej walki nie możemy przegrać. Za każdą cenę trzeba osłabić polskie siły. Wioski powinny zniknąć z powierzchni" - czytamy w jej fragmencie.
Wołyń 1943: relacje świadków i audycje specjalne w Jedynce >>>
Rzeczywistość okazała jeszcze gorsza. - Dyrektywa była poprzedzona co najmniej pięcioma miesiącami rzezi. Na podstawie jakich rozkazów odbywały się wcześniejsze zbrodnie? Musiały one istnieć, choć się nie zachowały. Najprawdopodobniej główny rozkaz wydany na szczycie organizacyjnej UPA nie miał formy pisemnej. Zresztą nie wszystkie dokumenty z czasów wojny przetrwały - wyjaśniła w Jedynce Ewa Siemaszko.
Przypomniała, że oprócz napadów były też obławy na tych, którzy ocaleli. Poszukiwano ich. - Determinacja z jaką działała OUN i, stworzona przez nią, UPA świadczy, że zamiar podjęto znacznie wcześniej. I był on permanentnie realizowany - powiedziała Siemaszko.
Ale nie brakował też Ukraińców, którzy ratowali, lub ostrzegali Polaków. - Presja otoczenia, tłumne poddanie się nienawiści było tak ogromne, że ci, którzy się temu przeciwstawiali, byli bohaterami. - ocenia Ewa Siemiaszko. Nie było ich wielu, ale nawet jedna osoba mogła ocalić życie kilku rodzinom. - Wśród Ukraińców panowały podziały. Starsze pokolenia dystansowały się. Młodzi w większości byli zaangażowani w zbrodnie - wyjaśniła.
Wołyń 1943 - zobacz serwis specjalny >>>>
Jej zdaniem na rzeź Wołynia nie mogły mieć wpływu wcześniejsze wydarzenia, związane z Wielkim Głodem na Ukrainie. - On miał miejsce na terenach sowieckich. Tamte wydarzenia były więc bez związku z tym, co działo się we Wschodniej Małopolsce - powiedziała Siemiaszko. Nie wykluczyła natomiast wpływu holokaustu. - Był to przykład masowego, bezkarnego i sprawnego technicznie unicestwienia. Nacjonaliści ukraińscy wzorowali się na nim - powiedziała Siemaszko. Przypomniała jednak, że pierwsze masowe zbrodnie pojawiły się już we wrześniu 1939 roku w Małopolsce Wschodniej, gdy upadała II RP.
Z Ewą Siemaszko rozmawiała Zuzanna Dąbrowska
tj
11 lipca po godz. 17.20 w "Popołudniu z Jedynką" wyemitujemy drugą część dokumentu Doroty Świerczyńskiej ze wspomnieniami świadków Rzezi Wołyńskiej.