- Na scenę wkracza natomiast coraz śmielej instrumentalista, który u Wagnera był przecież całkowicie niewidzialny - dodaje publicystka muzyczna Monika Pasiecznik. - U Stockhausena, a zwłaszcza u Aperghisa to on staje się protagonistą spektaklu - dodaje.
- Warto jednak pamiętać, że te tendencje dotyczą obiegu festiwalowego, alternatywnego wobec świata wielkich instytucji operowych, w których niewiele zmieniło się pod tym względem od XIX wieku - podkreśla gość Ewy Szczecińskiej. - Większość nowych idei w tej dziedzinie pojawiło się już w latach 60., ale nigdy nie trafiły one do głównego obiegu...
Co ciekawe, rzecz wygląda diametralnie odmiennie w świecie muzyki rozrywkowej. Jak wyjaśnia kulturoznawca Klaudia Rachubińska, w epoce Woodstock ukształtował się model oparty na cielesnej obecności frontmana-wokalisty na scenie oraz jego niemal bezpośrednim kontakcie z publicznością. - Towarzyszy temu rytualna, szamanistyczna aura. Pionierem i mistrzem w tej dziedzinie pozostaje Jim Morrison, który potrafił za sobą pociągnąć tłumy, niezależnie co robił i do czego nawoływał - mówi gość "Bitej godzinie".
Odświeżająca niegdyś formuła stała się tymczasem sztywnym stereotypem. Dziś niewielu artystów ma odwagę go przełamywać, a rzadkie próby spotykają się z umiarkowanym zrozumieniem ze strony krytyków i publiczności. Protesty wywołuje na przykład projekt "Shaking the Habitual" duetu The Knife, w ramach którego autorzy i oryginalni wykonawcy muzyki zostają na scenie zastąpieni przez aktorów i tancerzy, którzy tylko symulują realne działania muzyczne.
Jak widać, dosyć kluczowe znaczenie dla konwencji różnorodnie pojmowanych spektakli muzycznych oraz dla ich przełamywania mają oczekiwania publiczności. A jaka jest w tym rola instytucji? I gdzie w ogóle jest dziś miejsce na eksperyment? Zapraszamy do wysłuchania nagrania audycji Ewy Szczecińskiej.