Pies w berecie z antenką

Ostatnia aktualizacja: 01.06.2016 15:00
Wyobraźcie to sobie! 40 studni bezdennych, wirujących wolno bądź prędko, czarnych i niemych tak, że każdej można zadać dowolną ilość pytań w sprawie dowolnej – i nie uzyska się ani litery odpowiedzi! Lecz to jeszcze nie koniec.
Pies w berecie z antenką
Foto: Yolanda/flickr/CC BY-SA 2.0

Enigma? Tak, gdyż inaczej nie utrzymamy poziomu. Spójrzmy na Enigmę, stworzoną przez Artura Scherbiusa elektromechaniczną maszynę szyfrującą, dokładnie mówiąc – przyjrzyjmy się schematowi działania wersji Enigmy, w ostatniej wojnie światowej używanej przez niemieckie siły lądowe oraz Luftwaffe.

Niech P oznacza przekształcenia na łącznicy kablowej, U niech oznacza walec odwracający, zaś L, M, R niechaj oznaczają działania na trzech kolejnych wirnikach. Zapis szyfrowania E wygląda następująco. („Do –1” oznacza: „Do potęgi –1”)

E = PRMLU L do –1 M do –1 R do –1 P do –1

Po każdym naciśnięciu klawisza wirniki obracają się, zmieniając przekształcenie. Przykładowo. Jeśli pierwszy z prawej wirnik R obróci się o i pozycji, środkowy wirnik M o j pozycji, zaś lewy wirnik L o k pozycji, funkcja szyfrowania ma wtedy postać taką oto. („Do i, j, k” itd., oznacza: „Do potęgi i, j, k” itd.)

E = P(p do i Rp do –i)(p do j Mp do –j)(p do k Lp do –k)(p do k L do –1 p do –k)(p do j M do –1 p do –j)(p do i R do –1 p do –i)P do –1. Gdzie p jest, rzecz oczywista, permutacją cykliczną odwzorowującą litery: A na B, B na C... Z na A. I to już wszystko.

Jak widać – sprawa jest dziecinnie prosta. Katastrofalnie komplikuje się ona jednak, gdy z bliska zerkniemy na inną elektromechaniczną (światło, kinowe projekcje, muzyka plus mechaniczna gimnastyka aktorów) machinę – mianowicie na wyreżyserowany w Narodowym Starym Teatrze przez chińskiego reżysera Tiana Gebinga dwugodzinny seans „Dekalog”. W programie do machiny tej twórca wyznał, o co mu szło.

„Wpadłem na pomysł potraktowania znanych symboli jako szyfru, dzięki któremu wejdziemy w tkankę Dekalogu. Oprócz dziesięciu przykazań na ten szyfr składać się będą także liczby od 1 do 10. Zastanawiam się cały czas, jak można Dekalog skonstruować na nowo tak, aby stał się dla polskich odbiorców poruszającym i płodnym tematem. Myślę, że to przede wszystkim kwestia znalezienia nowego, innego języka scenicznego. Dlatego chciałbym to wszystko zaszyfrować i właśnie ów szyfr stanie się nowym językiem, którym będziemy się posługiwać w Dekalogu. To pomysł, na którym konstrukcyjnie i teoretycznie opiera się przedstawienie”.

Tak rzecze Gebing i z wyznaniem tym nie byłoby wielkiego problemu, gdyby Gebinga sceniczna maszyna szyfrująca Kamienne Tablice oraz wyimki Księgi Wyjścia posiadała wirników tyle, ile posiadał wspomniany na początku model Enigmy. Skromne trzy. A ile posiada? Już chciałem napisać, że tych zębatych pierścieni jest tyle, ilu mieszkańców Pekinu, lecz odpuściłem. Zrezygnowałem, bo bym nie doszacował. Opuszczam więc świat liczb zbyt wielkich, schodzę na poziom detalu. Oto scena jedna, wyjęta gdzieś ze środka seansu, na dokładkę - jedna z najklarowniejszych scen-wirników Gebinga.

Polski aktor ze zwinną chińska aktorką na karku próbuje monstrualną lagą trafić w jeden z rzucanych w niego przez drugiego polskiego aktora woreczków z czymś białawym i sypkim. W sumie – zabawny głupotka. Zarazem jednak – studnia bez dna. Bo niby co to ma być? W co i po co grają? W palanta? Ale dlaczego woreczkami, a nie fachowymi piłkami? Bo jest to chińska wersja palanta - palant woreczkowaty? A to białawe i sypkie, co scenę pokrywa, kiedy naszemu zawodnikowi ze zwinną Chinką na karku udaje się w woreczek lagą trafić? Czyżby to był ryż, czyli sentymentalna Gebinga wycieczka do świata rodzimej gastronomii tradycyjnej, do ryżowych barów dzieciństwa? A monstrualna laga? Czy była to aluzja do laski Mojżesza, aluzja oczywiście gorzka, gdyż obrazująca upadek religijnych symboli, a i duchowości w ogóle, w epoce naszej, kiedy to święty przedmiot, którym wybraniec starotestamentowego Boga dobywał wodę ze skały oraz inne cuda czynił, zamienia się w sportową pałę, zwaną przez palanciarzy bijakiem? Jeśli tak, to co znaczyć ma bicie tą mojżeszową laską upadłą – woreczków z tradycyjną potrawą z ojczyzny Gebinga? Czyżby miał Gebing do nas jakieś ukryte żale, pretensje? O co? Że nad Wisłą za mało chińskiego ryżu jemy, a za dużo w palanta gramy? No i czemu ta zwinna, zupełnie oszalała Chinka nagle z kulis wypadła niczym tyci demon, na kark naszemu palanciarzowi wskoczyła i nie odpada, i żebra udami mu miażdży, i dusi go w stylu pytona plamistego, i tętnicę szyjną chce mu niechybnie przegryźć? Naszemu grę pragnie tym zachowaniem utrudnić, albowiem jest kibicką drużyny przeciwnej? A może to kolejna gorycz Gebinga, tym razem gorycz w Ojczyznę jego wycelowana – obrazek ukazujący zalewanie zachodniej cywilizacji słynnymi chińskimi podróbkami, które udają wszystko, co oryginalne – od koronki weneckiej, po szynkę włoską - i za sprawą swej taniości czepliwe są niczym rzep z naszego porzekadła? No i co chce uzyskać polski miotacz woreczków, wciąż zagrzewając widownię do wspomagania chóralną pieśnią polskiego pałkarza, słaniającego się pod szalejącą na nim nieustępliwą Chinką, dyszącego coraz potworniej i z coraz tragiczniejszym mozołem ścierającego lagą ciemny pot z czoła? Chodzi mu o wzmożenie patriotyczne w narodzie naszym? Doceniam, lecz cóż mnie to obchodzić może, skoro ja nie jestem kibicem ani polskiego nowoczesnego teatru, ani polskiego nowoczesnego teatru w chińskim wydaniu, ani palanta woreczkowatego, tylko jestem kibicem barcelońskiej poezji futbolu, której szyfry – że przywołam Gebinga – są poruszające i płodne, gdyż są doskonale czyste, harmonijne i hipnotycznie lekkie?

Aż taką studnią okazuje się być ta jedna, tylko jedna scena, do tego – scena z nielicznego grona klarownych. Z resztą, która jest identycznie głęboka, nie mam już sił się mocować. Seans trwa minut 120. Jeśli przyjąć, że scena to średnio trzy minuty, wychodzi, iż wirników takich, jak wyżej sportretowany palant woreczkowaty - który w swym wyrazie jest kuriozalny niczym w cyrku foka z piłką na nosie, pies w berecie z antenką, okularach i muszce w grochy na szyi, bądź w biały dzień na Krupówkach murzynek Bambo przebrany za Janosika – że takich cudactw tkwi w seansie Gebinga mniej więcej 40. Wyobraźcie to sobie! 40 studni bezdennych, wirujących wolno bądź prędko, czarnych i niemych tak, że każdej można zadać dowolną ilość pytań w sprawie dowolnej – i nie uzyska się ani litery odpowiedzi! Lecz to jeszcze nie koniec. Z 40 naczelnymi wirnikami jest jak z drewnianymi ruskimi babami, co jedna w drugiej siedzi. Każdy z 40 naczelnych wirników scenicznych Gebinga ma w sobie wirniki pomniejsze, a każdy z pomniejszych, jeszcze mniejsze, a każdy z jeszcze mniejszych... I tak w finale wychodzi - liczba piasku. Pustynia. Tak. I wcale nie wyłącznie chińska pustynia.

Ilu jest w nowoczesnym młodym teatrze nadwiślańskim artystów, którzy dziś nie szyfrują niepoczytalnie absolutnie wszystkiego, głosząc, że dzięki szyfrowaniu - głęboko wchodzą w tkankę czegoś i wejściem tym brawurowym zapładniają mózgi widzów i serca ich poruszają niemożebnie? Jak wielu reżyserów nie gra dziś w palanta woreczkowatego – na każdy temat? Jedna przykrość – że wielu ich. Jest i druga. Ponura. Marian Rajewski, Jerzy Różycki i Henryk Zygalski, kryptolodzy polscy, którzy w roku 1932 złamali studzienny kod Enigmy – niestety już nie żyją. Znikąd pomocy.

***

Paweł Głowacki/mc

Zobacz więcej na temat: Paweł Głowacki TEATR
Czytaj także

Majowe wizyty

Ostatnia aktualizacja: 05.05.2016 16:14
Zobaczył bosą Bausch w białej sukience, z rękami jak figura pogodzenia się, śniącą anatomię nieuchronnej samotności, zobaczył ją, usłyszał muzykę łagodnej melancholii, muzykę zmierzchu – i wiedział już.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Żółte drogi

Ostatnia aktualizacja: 12.05.2016 16:20
Trzyma w dłoni otwarty tom Novalisa, ma palec położony na zdaniu, które zawsze wprawiało go w zachwyt. Słucha szmeru żeliwnych płyt, wolno sunących ku sobie. Czyta słowa pod palcem. „Każdy miłowany przedmiot jest środkiem Rajskiego Ogrodu”. Już? Już.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Dlatego klasycy

Ostatnia aktualizacja: 18.05.2016 17:00
rozwiń zwiń
Czytaj także

Opiekun resztek

Ostatnia aktualizacja: 25.05.2016 15:38
A gdy litery znikają i zapada ciemność, marionetka zapewne odchodzi wolno, niosąc pod pachą pudełko pełne cudownych resztek, które zebrała po drodze. Pudełko w czarno-białe pasy - echo pudełka z „Psa Andaluzyjskiego” Luisa Buñuela, gdzie teatralność świata doszła do kresu.
rozwiń zwiń