Głos źródła

Ostatnia aktualizacja: 17.09.2023 14:00
Oto spada Federico Felliniemu na głowę wiadro, głucho dudniąc. A moment później bliźniacza stal z identycznie tępym odgłosem wali w ciemię dziennikarza. Wiadra są puste. Puste kompletnie. Puste nieodwołalnie.
Zebra zamieszkuje obszary stepowe i sawanny Afryki, na południe od Sahary
Zebra zamieszkuje obszary stepowe i sawanny Afryki, na południe od SaharyFoto: Shutterstock/Robert Haasmann

Fellini umarł. Nie wierzę.

Lech Majewski

 

      Oto bosa dzieweczka w motylej koszulinie na ramiączkach niby szklany włos. Marzysz o niej skrycie? Marzysz, by zatańczyła dla ciebie? Posłuchaj więc uważnie.

     W noc świętojańską, tuż przed wschodem słońca - wejdź na czworakach w łąkę nie z tej jawy, gęstą i bujną aż po twój nos, i zrywaj zapachy, smaki, kolory. Dziki majeranek, tymianek leśny, werbenę i liście mirtowe. Później dorzuć trzy zielone blaszki z konarów orzecha włoskiego oraz trzy cienkie plastry owocu włoskiego kopru, po czym rozłóż zgromadzone ingrediencje w gęstym, ciepłym cieniu. Niech schną na wiór. Następnie zmiel szeleszczące trupki i przesiej przez cienkie sitko, koniecznie z jedwabiu. Teraz pozostaje już tylko gest finałowy. Dmuchnij w proszek opodal dzieweczki, niech oddycha nim przez chwilę, albo wysyp na grzbiet jej dłoni, by sproszkowane zaklęcie przyjęła jak tabakę. Dla wzmożenia magii – uczyń to w komnacie, gdzie płoną lampki na tłuszczu z zająca lub młodego koziołka. I tyle. Dzieweczka już tańczy! Już jest twoja!

     Jeśli z jakichś powodów owa magiczna formuła, ponoć przez Alberta Wielkiego, średniowiecznego filozofa i teologa, skomponowana i śmiertelnikom przekazana w przepastnej „Księdze sekretów o cnotach ziół, kamieni i zwierząt niektórych”, jest ponad twoje siły – nie porzucaj marzenia. Puść dzieweczce film „Osiem i pół”. Komnata nie jest konieczna, lampki na tłuszczu z zająca lub młodego koziołka także nie. W byle jakim pokoju rozwieś jasne prześcieradło i zwyczajnie wyświetl na nim to odrobinę ponad dwie godziny falujące, czarno-białe zaklęcie, przed równo 60 laty skomponowane przez Federica Felliniego, zmarłego lat temu dokładnie 30. Czyń to i bądź spokojny. Dzieweczka zatańczy, to pewne. I będzie twoja. Zatańczy tak nieuchronnie, jak nieuchronnie i bez zrozumienia dlaczego - mały Lech Majewski obrócił się pewnego wieczoru w kamyk.

     Rodzice wyszli na przyjęcie, chłopczyk został w domu sam. Tylko on i telewizor. Żyć, nie umierać! Chłopczyk uwielbiał futbol i Beatlesów, cud kina zaś to był Winnetou, Fantomas i „Siedmiu wspaniałych”. Może puszczą dziś coś bliźniaczo dynamicznego? Pani na ekranie zapowiedziała film „Osiem i pół”, dodając: „niezwykle trudny i skomplikowany”. Po dłuższej chwili zawiedziony chłopczyk chciał wyłączyć odbiornik, ale nie mógł. Nie zdołał, gdyż zaklęcie Felliniego już się rozwijało. Bohater, dorosły Guido Anselmi już odnalazł wspomnienie pierwsze, albo wspomnienie odnalazło jego. Już usłyszał, jak nazwie to elegancka niejaka Gloria, głos źródła, zobaczył dalekie wody szczęścia. Maya, asystentka Telepaty, trzymającego nad czołem Guida swoje nieludzko czułe na zaświaty dłonie, kreśli kredą na tablicy słowa nie do pojęcia: ASA NISI MASA – i oto słychać, Guido słyszy, jak wiele lat temu piastunka mruczy kołysankę, widzi jak dzieci i on mały wśród nich, wykąpane w kadzi po piwie, kładą się do łóżek w sypialni, gdzie na ścianie wisi portret tajemnej postaci. Dzieciństwo wróciło do Guida. Drzwi tamtej dalekiej sypialni zamykają się powoli, lecz cisza nie nastaje. Najstarsza dziewczynka siada na krawędzi łóżka, wykonuje nieporadny gest zaklęcia i wypowiada przestrogę zmieszaną z nadzieją: „Nie wolno zasnąć. Dziś portret będzie mrugał. Tam, gdzie zatrzyma swój wzrok, znajdziemy skarb. Będziemy bogaci. Pamiętacie słowa: ASA NISI MASA, ASA NISI MASA, ASA NISI MASA?...” Dzieci jednak zasypiają! Zasypiają, lecz nie wszystkie. Mały Guido zamarł, zapatrzony w portret. Czeka na spojrzenie namalowanego widma, nie potrafi drgnąć, jest jak kamyk, leżący na poduszce.

     „Nie mogłem ruszyć ręką”, wspomni Majewski po wielu latach, kto wie?, może właśnie tę chwilę, gdy przez wnętrze głowy małego Guida przepływają nocą czarodziejskie litery ASA NISI MASA? „Płynące obrazy zahipnotyzowały mnie – dopowie Majewski - Podłoga usunęła się spod stóp i poleciałem w nieznaną mi dotąd, kosmiczną podróż”. Niczym Emeryta z baśni Brunona Schulza – tamtego wieczoru, kiedy rodzice zostawili go samego w domu, niosło małego, skamieniałego Lecha wyżej i wyżej, w niezbadane, jesienne przestworza… Co, znów literatura przybywa na pomoc, bo znów bezradność, raczej bezsilność pęcznieje? Po średniowiecznej księdze czarodziejskiego zielarstwa - kolejna magia się zjawia? Nie ostatnia.

     Był ubrany z pewnego rodzaju wieczorowo-uliczną elegancją… W swojej książce o magii „Osiem i pół” Majewski tak pisze i można odnieść nieodparte wrażenie, że słowa te mówią o wyglądzie dorosłego Guido. Ową książkę analityczną komponował Majewski, będąc już fantastycznym reżyserem filmowym, wybornym geometrą kadrów, jazd kamery, falowania świateł i tańcowania dźwięków. Wyłuskał z opowieści Felliniego kilka scen, które uznał za fundamentalne, i przeprowadził na nich lekcję anatomii. Zaczął od rozkładania na atomy sceny z Telepatą, w której „głos źródła” i „wody szczęścia” wracają z przeszłości do dorosłego Guida, wracają między 35. a 39. minutą filmu, w ujęciach nr 148-226. I naraz pisze Majewski o elegancji głównego bohatera, po czym ową elegancję maluje subtelnie, detalicznie, jak nie geometra: Miał szeroką, czarną opończę bez rękawów, z aksamitnym kołnierzem, i podszytą atłasem pelerynkę; opończę tę, krępującą mu ramiona, zaciskał z przodu biało urękawicznionymi dłońmi, na szyi miał biały szal, na głowie wygięty, na bakier włożony cylinder… Owszem, u Felliniego Guido wygląda podobnie, prawie tak samo, zwłaszcza kiedy w czarnym kapeluszu i czarnym, łudząco podobnym do peleryny płaszczu, rozpostartym niby skrzydła kruka, wznosi się wyżej i wyżej nad autostradą, całkiem jak Emeryt Schulza nad Drohobyczem, albo jak nad swym mieszkaniem mały Majewski, sunącym z ekranu zaklęciem ASA NISI MASA przemieniony w kamyk… Tak. Tylko że cytowane frazy - nie są frazami Majewskiego. To słowa, którymi Tomasz Mann namalował telepatę Cipollę w opowieści „Mario i czarodziej”. Więc co - znów literatura?

     Nie aż tak wyraziście, lecz w istocie właśnie tak u Majewskiego jest w finale lekcji anatomii każdej sekwencji, wybranej przez wspaniałego geometrę filmowej fikcji. Każda lekcja anatomii kończy się nie konkluzją ostateczną, a uchyleniem furtki na inną magię, na coś, co przypomina literaturę, co jest w gestii metafory raczej, w mocy samotności, a nie obiektywizmu ściśle wytyczonych ruchów ekierki, kątomierza oraz cyrkla. Jak gdyby pod geometrią, albo nad nią, może gdzieś obok – niemo istniało coś jeszcze, coś więcej, dużo więcej, i czekało na słowa zupełnie inne niż słowa starego pacierza, przez ortodoksyjnych geometrów klepanego od lat. Jak gdyby „Osiem i pół” było tak naprawdę filmem nie skończonym, filmem, co nigdy się nie skończy, a jedynie będzie powracał. Peleryna, Chusteczka, Dym, Światło, w końcu Woda, te ingrediencje formuły „Osiem i pół”, zwane Atrybutami Wielkiego Maga, u Majewskiego, gdy geometria cichnie, zaczynają istnieć jak Majeranek, Werbena, Mirta, Tymianek i reszta ingrediencji średniowiecznej formuły, skłaniającej do tańca bosą dzieweczkę w motylej koszulinie. Albo jak cyrkowa zebra.

     W monografii Felliniego, Maria Kornatowska powiada, że twórca „Klaunów” jako chłopczyk uciekał z cyrkiem tyle razy, ile razy wiele lat później wciąż od nowa snuł legendę o swojej ucieczce z cyrkiem. A co z prawdą? Dajcie spokój! Jaka prawda?! „Pamiętam tylko moje wspomnienia”, mawiał. I dodawał: „Prawda nigdy nie jest jasna”. Więc, notuje Kornatowska, uciekał wiele razy i za każdym razem w inny sposób, raz na krótko, raz na dłużej, i z reguły był w różnym wieku – miał lat 7, 8, 9, ewentualnie 12. Gdy bajał o tamtej ucieczce, słowa niosły go w coraz to prawdziwsze, gdyż dokładniejsze nieprawdy, w coraz to bardziej finezyjne niejasności prawdy, z każdą kolejną opowieścią coraz mniej istotnej. Ale zawsze, w każdym z nawrotów, w każdej z wersji jednej fabuły, wersji godnych tysiąca i jednej nocy Szeherezady – uciekinier niezmiennie opiekuje się zebrą, chorą zebrą. Kąpie ją. Zebra jest bardzo smutna, gdyż jakiś szalenie ludzki idiota poczęstował ją tabliczką czekolady. Dlatego kąpie ją najczulej, lecz rzeczywiście ważka okazuje się zawrotna chwila, gdy odwraca się zwyczajna kolejność rzeczy i to, co oczywiste – woda spływająca po czarnych i białych pasach – przestaje być oczywiste. „Nigdy nie zapomnę – wyznał Fellini – co czułem dotykając zebry. Nie jestem sentymentalny, ale dotykając mokrej skóry zebry miałem wrażenie, że to ona dotyka mnie, że dotyka mojego serca”. Ciekawe, czy Fellini znał przepis, w którym najzwyklejszy listek mirty przestawał być listkiem mirty, a stawał się źródłem wymarzonego tańca bosej dzieweczki?

    Jak mówić o filmach Felliniego, których, podobnie jak ucieczek z cyrkiem, nie wiadomo, ile właściwie jest, gdyż nie wiadomo, jak liczyć? 24? 29? 25? Jak mówić, gdy wszystkie narracje naszej geometrii oraz wszystkie nasze epitety zostały użyte już tysiąc razy, a wciąż istnieje wrażenie, ba, pewność, że powiedziano dalece nie wszystko, choć przecież wszystko? Czy bajarzowi, któremu normalne rzeczy przemieniały się w palcach, w oczach bądź wyobraźni, w rzeczy magiczne, w wehikuły przenoszące poza granice bezpiecznej normalności – czy mądrze jest stawiać bajarzowi wciąż to samo napuszone pytanie krytyki geometrycznej, pytanie o sens? I żądać odeń wyjaśnień klarujących wszystko na wieki wieków?

    Jak pisać? A może – jak nie pisać, już nie pisać? Obejrzyjcie „Klaunów”. Oto dziennikarz poważny, wnikliwy, głębinny, stawia pytanie spiżowe: „Jakie jest przesłanie pańskiego filmu, panie Fellini?” Odpowiedź nie padnie. W chwili, gdy Fellini już, już otwiera usta, by wygłosić coś uczonego, koturnowego i ostatecznego, ostatecznie niewątpliwego, coś, czego oczekuje dziennikarz oraz intelektualny świat – znienacka otrzymuje przestrogę od rozchichotanych duchów. Kto wie, może od Mai, szkicującej kredą na tablicy zaklęcie ASA NISI MASA, albo nawet od samego Alberta Wielkiego? Oto spada Federico Felliniemu na głowę wiadro, głucho dudniąc. A moment później bliźniacza stal z identycznie tępym odgłosem wali w ciemię dziennikarza. Wiadra są puste. Puste kompletnie. Puste nieodwołalnie.

Paweł Głowacki

Zobacz więcej na temat: Paweł Głowacki
Czytaj także

Wizyta małego pana

Ostatnia aktualizacja: 28.08.2023 16:08
Sekundę po lilipucie znika Narrator. Rodzi się zagadka, którędy mianowicie wyszedł, skoro drzwi kawiarni milczały, lecz zostawmy to. Narratora nie ma już i tak. Wróci jutro. O ile nie pójdzie do innej opowieści. 
rozwiń zwiń
Czytaj także

Bilet wstępu

Ostatnia aktualizacja: 09.09.2023 13:00
Jak pan chce – rzekł Antoni Czechow do krytyka – jutro rano będzie pan miał moje opowiadanie o tej oto popielniczce. Niech mi pan tylko da dzisiaj czas, bym spokojnie się jej przyjrzał.
rozwiń zwiń