Instrukcja obsługi gąbki

Ostatnia aktualizacja: 01.04.2014 16:04
Szekspir - o ile gramy Szekspira, nie wyroby szekspiropodobne – jest współczesny zawsze. Wystarczy, że mówi. Sam. Bez kłopotliwej pomocy dzielnych, którzy czytają tak, jakby właśnie wracali.
Instrukcja obsługi gąbki
Foto: Horia Varlan/Flickr/CC

Idź do łazienki i weź gąbkę. Jeśli nie posiadasz gąbki – udaj się do najbliższego sklepu ze sprzętem do higieny codziennej i drogą kupna wejdź w posiadanie gąbki. Kształt? Kolor? Obojętne. Niech będzie prostopadłościan. Niech będzie żółć. Następnie wróć do domu z gąbką, wlej do garnka trzy lub cztery kartony mleka, dłoń na gąbce w pięść zaciśnij, zanurz pięść w płynnym nabiale, głęboko, jeszcze głębiej, odczekaj dwie sekundy i – otwórz dłoń. Koniec doświadczenia. Teraz przejdź do analizy wyników. Zacznij od odpowiedzi na pytanie: „Co widzę?”

Otóż – widzisz gąbkę, która wypłynęła z białej toni i unosi się na powierzchni mleka, ponieważ wciąż jeszcze działają na świecie proste prawa fizyki. Czy wessała trochę mleka? Wessała. Czy proces ssania zasadniczo zmienił gąbkę? Przekształcił i przebarwił ją? Nie. Gąbka wciąż jest prostopadłościanem, nie kulą, nie stożkiem ani innym walcem. I nadal jest żółta. Owszem, siłą bieli mleka przybladła odrobinę, przygasła, lecz żółta jest, wyłącznie żółta, nie zielona, nie czerwona i nie brązowa. Słowem, gąbka pozostała gąbką – choć ssała. Teraz przejdź do wyciagnięcia wniosku finalnego. Odpowiedz sobie na pytanie: „Co dla mnie, młodego reżysera teatralnego, wynika z odkrycia, że czynność zasysania mleka przez gąbkę - nie zmieniła gąbki w trąbkę?”

Prościej się nie da. Jeśli ta dla neandertalczyka ułożona „Instrukcja obsługi gąbki”, tańcząca z neandertalską „Instrukcją dumania o ssaniu”, nie pomoże – to nadwiślańskiemu teatrowi nic już nie pomoże. Tak właśnie. Po raz trzeci studiuję recenzję z wystawionego w Teatrze Ludowym w Krakowie „Hamleta” Williama Szekspira, po raz trzeci czytam o brawurowych konceptach dramaturga Wojtka Zrałka-Kossakowskiego – kolejnego polskiego młodego, dla którego Szekspir jest zbyt „cienki”, więc poprawić go należy – i po raz trzeci dochodzę do pewności, że tylko moc ułożonego przeze mnie pląsu dwóch neandertalskich mądrości - ocali nas.

Czytam, że dla Zrałka-Kossakowskiego akcja „Hamleta” dzieje się w biurze spółdzielni mieszkaniowej, które oparło się zakusom modernizmu. W związku z czym mamy na scenie: zdechły seledyn ścian, brązowe drzwi, szarą podłogę z PCV, szklane drzwi, korytka z zielenią, windę oraz klatkę schodową. Czytam, że wedle Zrałka-Kossakowskiego bohaterowie Szekspira winni paradować w garsonkach oraz garniturach, taszcząc z pokoju do pokoju stosy biurowych papierów – no to tak paradują i dźwigają. Czytam, iż dla Zrałka-Kossakowskiego ludem duńskim jesteśmy my, widzowie – dlatego garsonki i garnitury często zwracają się do widowni. Pewności nie mam, możliwe jednak, że powiadają: „Słuchaj, Duńczyku Stanisławie!”, „Nie śpij, Dunko Heleno!”, albo jakoś tak. Czytam, że Hamlet jest kibolem, siedzącym w pierwszym rzędzie. Czytam, że Duch nosi wąsy, a to dlatego, żeby widz nie popadł w panikę poznawczą, a mógłby, gdyż rolę Ducha i Klaudiusza gra ten sam aktor. Czytam, że zamiast szpady jest pistolet, oraz że drzwi zastępują arras. Czytam też, że używane są mikrofony. Niechybnie po to, by Duńczyk Stanisław dobrze usłyszał, a Dunka Helena – by się na dobre ocknęła. I tak dalej. Sens tych rewelacji – jaki mianowicie? Zrałek-Kossakowski nie pozostawia złudzeń. Czytam, że sens taki, iż akcja ma być bardzo silnie osadzona w realnym kontekście społecznym, proszę ja was. To znaczy, stary Hamlet, czyli teraz jako Duch z wąsami, był za życia biurowym despotą – i stąd totalne biuro na scenie. Ciekawi mnie szalenie, czy kiedy Książę wykrzykuje swoje słynne „Szczur! Szczur!” – to szczurem jest kuchenka krótkofalowa, czy też kubek w seledynowe grochy, z którego matka Księcia kawusię siorbie, przekładając faktury z lewej strony blatu na blatu stronę prawą? Jak myślicie?

Lecz wszystko to jeszcze nie jest najgorsze. Najgorsza, najpotworniejsza jest sugestia recenzentki, że pomysł osadzenia „Hamleta” w realnym kontekście społecznym narodził się w głowie Zrałka-Kossakowskiego, kiedy Zrałek-Kossakowski studiował legendarną myśl Jana Kotta: „Hamlet” jest jak gąbka – wsysa każdą współczesność. Potwierdza się stara prawda: Kotta w ogóle, zwłaszcza zaś tej jego myśli, nie należy czytać, cierpiąc na chroniczną pół-przytomność. Lepiej poczekać na lepsze czasy.

W ulubionym moim serialu relaksacyjnym - a i pouczającym, gdyż bardzo wiele się z listy dialogowej serialu tego dowiaduję o mechanizmach rządzących myśleniem młodego polskiego teatru – w „Daleko od noszy” mianowicie, występuje cudowna siostra Basen. Kiedy rozmawia przez telefon ze swoim małoletnim synem, lubi mu przypominać, by przed wyjściem założył czapkę z daszkiem, ale żeby wdział ją normalnie, czyli daszkiem do przodu, a nie odwrotnie – nie tak, jakby właśnie wracał. Czemu Zrałek-Kossakowski nie studiuje listy dialogowej dzieła „Daleko od noszy”? Dlaczego Zrałek-Kossakowski nie chce posłuchać mądrej rady siostry Basen? Inaczej potworny ten problem postawię. Jak to się dzieje, że ktoś czyta przecież prostą refleksję Kotta – i ściśle na opak ją pojmuje? Na zasadzie jakiej ułomności ktoś sylabizuje sobie: „Hamlet” jest jak gąbka – wsysa każdą współczesność, i nie rozumie, co tutaj jest wsysane, a co wsysa, czyli rozumie, że to współczesność wsysa? Jak można przyglądać się szekspirowskiej prawdzie Kotta i nie zobaczyć, co tak naprawdę rządzi w teatrze – co jest gąbką – i że jest nią „Hamlet”, nie biuro spółdzielni mieszkaniowej? Gdzie się Zrałek-Kossakowski nauczył czytać tak, jakby właśnie wracał?

Rzecz jasna, sam jeden Zrałek-Kossakowski nie byłby problemem zbyt wielkim. I nie chodzi też tylko o „Hamleta”. Chodzi o prawie każdego Szekspira, prawie każdego Moliera, Brechta i innego Czechowa lub Sofoklesa. I o tendencję generalną - o pospolite ruszenie młodych dramaturgów, którzy z niepojętych powodów nie chcą rozumnie wysłuchać mądrej rady siostry Basen.

Nie pojmują, nie chcą pojąć, kto naprawdę winien rządzić. Nie rozumieją odwiecznych zasad, które władają genialnymi gąbkami. W głowie im się nie mieści, że mleko raczej nigdy nie wessie gąbki, albowiem posiada kiepskie moce ssące. Owszem, można próbować zrobić niemożliwe, w ciało oblec dziecinne marzenie o byciu baronem Münchhausenem. Osobiście nie pojmuję takiej jałowości, ale mniejsza ze mną. Niech będzie, że jest głęboki sens w totalnym dekomponowaniu starej gąbki, w traktowaniu jej tasakiem, ogniem i farbami nie do zmycia – ale później wypadałoby przynajmniej nie informować na plakatach i w teatralnych programach, że ci, co na widowni zasiądą, patrząc na seledynowy bezkształtny bigos - prostopadłościenną żółtą gąbkę zobaczą.

A poza tym – czy możliwe jest, żeby jakakolwiek sztuka Szekspira, grana, dajmy na to, w teraźniejszości kwietniowego wieczoru wtorkowego, w roku 2014, w Polsce, grana była nie w teraźniejszości kwietniowego wieczoru wtorkowego, w roku 2014, w Polsce, tylko w dawno temu zamarłej teraźniejszości grudniowego wieczoru piątkowego, w roku 1898, w Australii? Współczesność jest zawsze. Szekspir - o ile gramy Szekspira, nie wyroby szekspiropodobne – jest współczesny zawsze. Wystarczy, że mówi. Sam. Bez kłopotliwej pomocy dzielnych, którzy czytają tak, jakby właśnie wracali.

Zobacz więcej na temat: TEATR William Szekspir
Czytaj także

Konsul przy Placu Scollay

Ostatnia aktualizacja: 12.03.2014 15:00
Dobrze jest "Pod wulkanem” zostawić w spokoju, mądrze jest w tej spowiedzi Lowry’ego nie majstrować, zwłaszcza na siłę, chcąc ją gwałtem w obcą jej formę istnienia wcisnąć.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Niezapomniane pożegnanie

Ostatnia aktualizacja: 18.03.2014 16:02
Klata pozornie mało rzekł panu Treli na ostateczne pożegnanie. Tak. Ledwie "pa". Bywa jednak, że mało to jest dużo, bo jest to wszystko, co się ma w życiu do powiedzenia.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Sztuka człowieka normalnego

Ostatnia aktualizacja: 25.03.2014 15:00
Na dużej scenie Teatru Słowackiego, w „Arszeniku i starych koronkach” nie ma śladu dyżurnych dymów polskich, jest za to lekka sugestia: „Uśmiechnij się! Uśmiechnij się - kompletnie po nic!” I Polska się uśmiecha.
rozwiń zwiń