Śpią na rozkładanych fotelach u rodziców, palą na klatkach schodowych, czasem pojawiają się w swoim technikum, czasem przesiadują pod blokiem, nagrywają w partyzanckich warunkach. Nie mają swojej przestrzeni. Wydaje się, że są bardzo zamknięci w sobie, a jednocześnie to ludzie niesamowicie twórczy.
"Jesteś Bogiem" Leszek Dawid poświęcił działającej w końcówce lat 90. hiphopowej grupie Paktofonika. Film od piątku (21.09) można oglądać w kinach w całej Polse.
Raperzy Wojciech "Fokus" Alszer i Sebastian "Rahim" Salbert intensywnie współpracowali z ekipą filmową. Chodziło o przypomnienie postaci trzeciego członka zespołu Piotra "Magika" Łuszcza .
Nikomu, kto dysponował w tym czasie walkmanem, nie trzeba go chyba przypominać. Kasety Kalibra 44, a potem już płyty CD drugiego składu Magika - Paktofoniki - krążyły po podwórkach. Dziś wśród młodych artysta jest trochę zapomniany i dlatego dobrze, że ten film właśnie teraz wchodzi na ekrany.
Mógł jednak powstać film dużo intensywniejszy niż "Jesteś Bogiem". Scenariusz popada w schematy, przez które trudno o prawdziwe poruszenie u widzów. Zbędne wydają się paradokumentalne scenki rodzajowe z życia bohatera oraz Śląska lat 90.
Magik wyobrażał przecież czysty talent. Gdy popełnił samobójstwo zimą 2000 roku, miał 22 lata. Prawdziwie wzruszające momenty pojawiają się na ekranie rzadko. W filmie Magik, już w bardzo złym stanie, jest namawiany do nagrania płyty solowej. My już wiemy, że jej nie nagra.
Kamera zwykle ucieka od samego rapera. Nie wikła się w jego tajemnice, nie do końca pokazuje jego dramat. A szkoda, bo Magika dobrze gra debiutant Marcin Kowalczyk (trzeba nadmienić, że świetny jest też Fokus, czyli Tomasz Schuchardt). Fragment "Plus i minus" (wielu aktorów by sobie na nim zęby połamało) Kowalczyk rapuje w tym filmie bezbłędnie. Przyznają to nawet koledzy z Kalibra 44. No właśnie: Kaliber.
"Jesteś Bogiem" trochę mija się z prawdą. Magik działał ze swoim pierwszym składem w latach 1994-1998, a z Paktofoniką w okresie 1998-2000. Mimo to w filmie prezentowany jest prawie jak debiutant. Musi walczyć o czas w studio, szuka uczciwego wydawcy.
Trochę tego nie rozumiem. Klasa Magika polegała na pewno między innymi na tym, że mimo zaledwie 20 lat w metryce nie miał problemu ze znalezieniem wydawcy i nagraniem pierwszych dwóch kultowych albumów z Kalibrem w dobrych warunkach. Z Paktofoniką nie spotykały go więc raczej aż takie przeszkody.
Wydaje mi się ryzykowne dokonywanie takich uproszczeń w tak świeżej historii. Maciej Pisuk, autor scenariusza tłumaczył
niedawno w Trójce , że chciał powiedzieć prawdę. - De facto to nie są nadużycia - mówił - tylko uzasadnione zabiegi formalne, które mają prawdzie służyć. Żeby pokazać uczucia bohatera i jego poglądy, często z kilku wydarzeń trzeba stworzyć jedno, wyraziste, które pokaże prawdę o tym człowieku.
Tyle, że takiej wyrazistości w tym filmie, według mnie, nie ma. Nie czuję napięcia, emocji obcowania z tym, co najważniejsze, co wyrażają słowa Magika.
Urszula Schwarzenberg-Czerny