Ambasador Janusz Reiter z Centrum Stosunków Międzynarodowych uważa, że nie ma jeszcze powodu by twierdzić, że stosunek Unii Europejskiej oraz Stanów Zjednoczonych do wojny rosyjsko-ukraińskiej zmierza w różnych kierunkach. - Tak się oczywiście może stać, ale na razie to domniemania. Chciałbym przypomnieć, że Stany Zjednoczone wciąż nie wprowadziły sankcji gospodarczych. Po drugie Ameryce znacznie łatwiej jest podjąć pewne decyzje niż Unii, na którą składa się 28 państw. Wydaje mi się, że różnica dotyczy bardziej języka niż treści polityki - powiedział gość Krzysztofa Renika w "Pulsie świata".
Zdaniem Reitera błędem polityków europejskich jest to, że szukają kompromisów i łagodniejszego przekazu już na etapie rozmów, w języku. Amerykanie wyrastają z innej kultury i pozwalają sobie na znacznie więcej. To daje im przewagę. - Kompromisów trzeba szukać w treści polityki, a nie jej języku. Ten ma służyć do tego by nazywać rzeczy wyraźnie, po imieniu - dobitnie stwierdził ambasador.
Czy możemy już z pełnym przekonaniem stwierdzić, jakie jest zagrożenie związane z konfliktem między Ukrainą i Rosją: lokalne, międzynarodowe, globalne? Wydaje się, że odpowiedź poznamy dopiero za jakiś czas. - To jest wydarzenie lokalne o znaczeniu europejskim - i potencjalnie globalnym. Dostrzegam niestety ryzyko rozwinięcia się skali problemu i uważam, że trzeba mówić wyraźnie, co się tam dzieje. Nie można stwarzać wrażenia, że zachowuje się równy dystans do obu stron konfliktu. To nie są równe sobie strony sporu, lecz agresor i ofiara - skwitował Reiter.
Zachęcamy do słuchania "Pulsu świata".
ac/mm