Obraz jest drugą częścią planowanej trylogii "Holenderscy mistrzowie", którą zakończy historia Hieronima Boscha. Pierwsza część - poświęcona Rembrandtowi "Straż nocna" - trochę rozczarowała krytyków, zwłaszcza po dumnych zapowiedziach Greenawaya o przełomowości tego dzieła i śmierci kina zarazem. Jak jest w przypadku "Goltziusa"? Niektórzy twierdzą, że Greenaway już dawno nie był z jednej strony tak błyskotliwy, z drugiej zaś - tak przystępny.
– Mam wrażenie, że filmem tym Greenaway powrócił do swoich początków – powiedziała Magda Sendecka. – Mamy tu wszystkie wątki, wszystkie motywy obecne w jego twórczości. Wyraźne jest nawiązanie do "Kontraktu rysownika", jego pełnometrażowego debiutu. Oglądamy historię artysty zaplątanego w dworskie intrygi, próbującego manipulować otoczeniem, który na końcu okazuje się jednak największym przegranym. Rozpętuje machinę, nad którą przestaje panować, a to, co wydawało mi się sprytnym posunięciem, obraca się przeciw niemu – opowiadała.
W filmie "Goltzius and the Pelican Company" powraca także inny ważny wątek twórczości Greenawaya. – To seks jako karta przetargowa, jako popęd i siła motywujące zarówno zbrodnie, jak i czyny szlachetne, seks służący do gry z władzą – mówiła Magda Sendecka. Najnowszy obraz reżysera jest więc swoistym katalogiem jego najważniejszych tematów, podanym w formie pełnej energii. – Greenaway uwodzi nas tym filmem. Można się temu oczywiście oprzeć, bo to kino zaprasza także do myślenia, do intensywnego podążania za bogatą fabułą. Jeśli więc ktoś nie jest gotowy na takie wyzwanie, może odpaść od tego filmu. Może się znudzić albo uznać, że to zbyt hermetyczne. Dla wielbicieli Greenawaya to jednak lektura obowiązkowa – stwierdziła krytyczka.
O filmie i jego kontekście kulturowym w "Rozmowach po zmroku" mówili także krytyczka sztuki Monika Małkowska oraz Henryk Waniek, malarz, krytyk sztuki, eseista i prozaik.
Audycję prowadził Marcin Pesta.
mc/jp