2 października 2009 roku zmarł Marek Edelman, ostatni przywódca powstania w getcie warszawskim, uczestnik Powstania Warszawskiego. Po wojnie pracował jako kardiolog.
24:05 Marek Edelman we wspomnieniach.mp3 O Marku Edelmanie mówią: Julia Hartwig, Jacek Bocheński, Konstanty Julian Gebert, Joanna Dodziuk, Paula Sawicka. Audycja Elżbiety Łukomskiej z cyklu "Zapiski ze współczesności". (PR, 26.10.2009)
Walka o życie swoje i innych
Data i miejsce urodzenia Edelmana jest nieznane: przyjmuje się 1 stycznia 1919 roku (Homel) lub 1 stycznia 1922 roku (Warszawa). Jego rodzice aktywnie działali w organizacjach politycznych. Matka związana była z Bundem, Powszechnym Żydowskim Związkiem Robotniczym na Litwie, w Polsce i Rosji, a ojciec z socjalistycznymi rewolucjonistami rosyjskimi. W czasie II wojny światowej Edelman również należał do Bundu, a od 1942 roku był członkiem (i współzałożycielem) ŻOB-u - Żydowskiej Organizacji Bojowej.
Powstanie w getcie - zobacz serwis historyczny
Po śmierci Mordechaja Anielewicza został ostatnim przywódcą powstania w getcie. Traumatyczne doświadczenia wojenne popchnęły go do podjęcia studiów medycznych w Łodzi. Walka o ludzkie życie stała się dla niego celem nadrzędnym. W 1951 roku ukończył studia na Akademii Medycznej, a następnie rozpoczął specjalizację kardiologiczną.
- Priorytetem dla niego było życie i zdrowie człowieka - każdego - zaznaczała jego przyjaciółka Anna Dodziuk. - Zawsze myślałam, że gdybym miała być śmiertelnie chora, to bardzo chętnie znalazłabym się pod jego opieką - tłumaczyła.
"Zdążyć przed Panem Bogiem"
W latach 70. Hanna Krall, dziennikarka "Polityki", wyjechała do Łodzi, żeby przygotować reportaż o operacjach serca. O konsultację poprosiła kardiochirurga Marka Edelmana. Na pierwszy plan rozmowy wysunął się jednak temat powstania w getcie warszawskim. Edelman przerwał milczenie.
30 lat po tych dramatycznych wydarzeniach, ostatni żyjący członek sztabu powstańczego ŻOB wypowiedział na głos słowa, które oburzyły wielu. Nie bał się uświadomić sobie i innym, że życie w skrajnych warunkach może wyzwolić zupełnie niespodziewane reakcje. Ludzie skupiali się na własnym przetrwaniu, zapominając o zasadach moralnych.
Nie przebierał w słowach
- Miał czujnik na czystość intencji - podkreślała redaktor Anna Dodziuk w 2009 roku. - Ponadto nie lubił, jak ludzie się nad sobą użalają - wyjaśniła.
Edelman znany był ze swojej bezkompromisowości i prostolinijności. Ci, którzy go dobrze znali wiedzieli, że pochwała w jego ustach nie jest codziennością, a największym wyrazem przyjaźni jest krytyczna uwaga.
- Jego ostry sposób mówienia był zasłoną dymną przed tym, żeby się nie wzruszyć - mówiła Julia Hartwig.
- To Markowi zawdzięczam wgląd w takie ludzkie sprawy, do których sam nie miałem nigdy dostępu i wobec których byłem po prostu bezradny - wspominał przyjaciela Jacek Bocheński.
Na skraju życia i śmierci
W ostatnich latach życia, jak wspominają ci, którzy go znali, Marek Edelman znacznie podupadł na zdrowiu. Wciąż jednak potrafił ostro i stanowczo wyrażać swoje zdanie. - Ogień, który zawsze miał w sobie nie wygasał - podkreślał Jacek Bocheński. - On się dalej zapalał, beształ ludzi, wygłaszał swoje radykalne sądy - tłumaczył.
Przez ostatnie dwa lata życia mieszkał w Warszawie u swojej przyjaciółki, Pauli Sawickiej. 2 października 2009 zmarł z powodu niewydolności oddechowej.
03:09 Polska i Świat_Marek Edelman.mp3 Marek Edelman nie żyje – fragment audycji "Polska i Świat". (PR, 3.10.2009)
- Był odludkiem - zaznaczała Paula Sawicka. - Mimo że lubił ludzi, lubił się przyjaźnić, miał wielu znajomych, lubił prowadzić bujne życie towarzyskie, to lubił też samotność - dodała.
mb