Kobieta siedzi w swoim pokoju, we własnym domu, w oczekiwaniu na męża. Czuje się szczęśliwa, spełniona i zadowolona ze swojego życia. Wyobraża sobie jednak, że gdzieś tam, może w innym domu, w pokoju, przebywa inna Kobieta, która czuje się bardzo nieszczęśliwa. Zaczyna snuć opowieści o tej drugiej, żyjącej gdzieś tam, równolegle – nagle wciela się w nią.
Tak zaczyna się nowy norweski dramat "Znikam", przełożony na język polski przez Elżbietę Frątczak-Nowotny. Sztuka ta nie miała jeszcze premiery w Norwegii, ale z powodzeniem wystawił ją we Francji znakomity reżyser Stephane Braunschweig w paryskim Theatre National de la Colline. Los Lygre'a – autora – przypomina bardzo dzieje obecnie popularnego i uznanego dramaturga w Norwegii: Jona Fossego. Najpierw musiał docenić go świat, potem dopiero rodacy.
"Zanikam" ma arcyciekawą konstrukcję, niełatwą do czytelnego przełożenia na język teatru. Nawet wydawałoby się nienaruszalny podział na metatekstowe didaskalia jest tu przełamany. – Nie przypominam sobie innej sztuki, w której didaskalia byłby przedstawiane w pierwszej osobie, byłby mówione przez postać – mówił w Dwójce Janusz Majcherek, który wraz z prowadzącą audycję Iwoną Malinowską omawiali tajemniczy norweski utwór.
Co dalej się dzieje w świecie tego dramatu? Bohaterka z przyjaciółką szykują się w jakąś drogę, a gdzie indziej – w świecie równoległym? w psychice Kobiety? – Przyjaciółka pociesza inną Kobietę chorą na raka. Co istotne, te wyobrażone (równoległe) sytuacje są zawsze trudniejsze, bardziej przykre, a nawet dramatyczne. Ale nasza Bohaterka i jej Przyjaciółka, wraz z córką, też przeżywają chwile zagrożenia. Nie do końca wiemy, o jakim strachu mówią. Wiąże się on z jakąś przeprawą przez cieśninę, z pobytem na jakiejś wyspie, zbiorowym zgromadzaniem. Być może – ma to związek ze strzelaniną Brevika, a na pewno z całą otoczką medialną na ten temat. Wiele tu niejasności, tajemnicy, niepewności, a na plan pierwszy w zachowaniu bohaterów wysuwa się przemożna chęć życia mimo strachu, zagrożenia i niepewności...