- Czuję, że to dla mnie wielka chwila, bo nie zdarza mi się grać takiej publiczności. Do klubów przychodzi zwykle 40-50 osób, a tu... A przecież jest to muzyka grana z wnętrza do wnętrza. Gdyby nie Artur Rojek nie podjąłbym się tego - przyznał kompozytor w rozmowie z Anną Gacek.
Mikołaj Trzaska to współzałożyciel i saksofonista grupy Miłość, lider Łoskotu, autor muzyki do filmów i spektakli teatralnych. Współpracował m.in. z Tymonem Tymańskim, Marcinem Świetlickim i Andrzejem Stasiukiem, Jurijem Andruchowyczem i Kenem Vandermarkiem, odważnie przekracza granice gatunkowe i kulturowe.
- Muzyka filmowa jest najbardziej intymną częścią mojej twórczości. Mam ukryty lęk przed eksponowaniem tych emocji i uczuć w życiu codziennym, ale w muzyce, jak u większości artystów, to wychodzi - dodał kompozytor goszcząc przy Trójkowym wozie wkrótce po niezwykle wstrząsającym koncercie.
Anna Gacek, której nie udało się już dostać do namiotu Sceny Eksperymentalnej, dodała, że nawet słuchający muzyki Trzaski na zewnątrz pilnowali się wzajemnie, by nie zakłócać skupienia i ciszy.
- Ja sam wciąż jestem na fali szoku, więc wszystko co dziś wieczorem powiem może być użyte przeciw mnie - przyznał w dniu koncertu Trzaska.
Kompozytor wyraził ogromną wdzięczność muzykom, którzy "udźwignęli ten prosty niezwykle program". Przyznał, że szukał długo artystów, którzy mogliby z nim wykonać tę muzykę, tak powstał zespół w składzie: Wacław Zimpel, Michał Górczyński, Adam Żuchowski, Paweł Szpura, Mike Majkowski, Mikołaj Trzaska. - Ta muzyka ma w sobie coś z dzielenia się ostatnimi okruchami, ostatnią skórką chleba, mi na tym zależy, by w życiu wyciągać z kieszeni te okruchy po wielkich kęsach zjedzonych na szybko - wyjaśnił i przyznał, że tworząc muzykę do "Róży", podobnie jak aktorzy, przeżywał i radość, i depresję, i lęk.
Dodał, że w Katowicach mógł zagrać także te fragmenty, które nie zmieściły się w filmie, a stanowiły całość projektu "Róża". - Ta historia to jest zbiór całej wiązki emocji, które często pojawiają się naraz, a nie po kolei. Mam to szczęście, że do filmów Wojtka nie robię muzyki ilustracyjnej, ale muzykę, która sama jest dodanym aktorem, albo oddaje stan. Mam dać przerażenie, stan bohatera, który nie wie co jest dobre, a co złe, mam oddać stan absolutnej mizerii i rozpaczy albo zagrać przeżycie śmierci, gdy odchodzi ktoś bliski - opowiadał wzruszony.
O zaskoczeniu propozycją dyrektora Off Festivalu, pracy z Wojciechem Smarzowskim oraz muzykami i bolesnym procesie oddawania muzyki do filmu rozmawiał z trójkową dziennikarką. Wysłuchaj całej załączonej rozmowy!
Off Festival Katowice 2012 - strona specjalna >>>