– To był cudowny początek naszej nowej ojczyzny. Takiej jedności i wzajemnej miłości, jak wtedy, nie zaznaliśmy już nigdy potem – powiedziała Izabella Cywińska. 4 czerwca 1989 r. zastał ją poza granicami Polski. Była z całym zespołem teatralnym w Danii i Holandii, gdzie pokazywała spektakl "Koniec Europy" Janusza Wiśniewskiego. – Głosowaliśmy w konsulacie w Hadze – wspominała. – To było dziwne przeżycie, bo karty do głosowania podawała moja koleżanka z internowania, znakomita psycholog. W tym dniu postanowiła służyć Polsce – dodała.
Reżyser pamięta, że czas wyborów był wyjątkowo uroczysty. – Cały nasz teatr przyjechał autobusem w poczuciu zbiorowego wyzwania dla ojczyzny. Nikt wtedy nie wstydził się używać tych wielkich słów. Dziś wartość pojęć "ojczyzna" czy "wolność" została zniszczona przez wielokrotne fałszywe używanie. Ale wtedy były to słowa nowe – opowiadała. – Nie pamiętam, czy wierzyłam, że te wybory coś zmienią. Nie wyobrażałam sobie jednak, by ktoś, kto czuje się Polakiem, mógł nie głosować. I to jest ogromna różnica w porównaniu z tym, co dziś myślimy – powiedziała.
Gdy w 1989 r. Tadeusz Mazowiecki formował nowy rząd, poprosił Izabellę Cywińską, by zgodziła się zostać ministrem kultury i sztuki w jego gabinecie. – Wyraziłam zgodę po wielkich niepokojach – wspominała reżyser. – Decyzję podjęłam bez porozumienia z mężem, bo nie mogłam się do niego dodzwonić. Gdy udało mi się z nim porozmawiać, zasiał we mnie nowe wątpliwości, a ja już powiedziałam "tak". Gdy sama na początku błagałam premiera Mazowieckiego, aby pomyślał o kimś innym, odparł: "nikt z nas nie wie nic na temat rządzenia, ale nie wolno odmawiać ojczyźnie" – opowiadała.
Więcej w nagraniu audycji przygotowanej przez Elżbietę Łukomską.
mc/bch