Mówiąc o "latach minionych", Andrzej Kwieciński odnosi się do... baroku. To właśnie ta epoka zafascynowała go swoją muzyką i jej poświęca najwięcej uwagi. - Wzięło się to stąd, że przez długie lata w mojej muzyce była ogromna dychotomia pomiędzy tym, co pisałem, a tym, co wykonywałem - opowiadał w rozmowie z Ewą Szczecińską. - Gdy uczyłem się śpiewu, barok mnie fascynował najbardziej. Jako wykonawca śpiewałem przedział 200 lat: Haendla, Cavallego, Monteverdiego...
Problemy z głosem sprawiły, iż Andrzej Kwieciński zrezygnował z kariery profesjonalnego śpiewaka, jako kompozytor nie porzucił jednak literatury barokowej. - Próbuję dokonać syntezy moich modernistycznych zainteresowań z zainteresowaniami jako wykonawca. Myślę, że jest to bardzo istotne, bo na dłuższą metę trudno funkcjonować w takiej schizofrenicznej sytuacji, gdzie na co dzień słucham prawie tylko baroku. Muzyka współczesna to jakieś 10 procent tego, co słucham - wyznawał.
Synteza według Kwiecińskiego polegać ma na tworzeniu specyficznego teatru gestów, w którym muzyka baroku odgrywana jest na zasadzie teatru. - To nie ma być bezpośrednie cytowanie, choć podczas komponowania zawsze potrzebuję utworu wyjściowego.
Kompozytor zdradzał, że pisząc, dba o rytuał i systematyczność. Istotną czynnością pobudzającą jego moce kreacyjne jest codzienny spacer. - Po całym dniu, kiedy głowa jest już zupełnie wypełniona dźwiękami, długi, ale dynamiczny spacer jest najlepszy. Wtedy mam najlepsze pomysły. Jak nie mogę czegoś rozwiązać, to idę na spacer.
Więcej refleksji młodego kompozytora - w nagraniu audycji "Bita godzina".
bch/jp