- Nazwisko "Rowicki" przyjął po ukochanej ciotce, bo lepiej brzmiało i miało "bardziej polski" charakter - wyjaśnił znany krytyk muzyczny. - Pierwszy raz usłyszałem o nim w 1946 r. Rok później miałem okazję uczestniczyć w występie Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia pod jego batutą. To był jeden z najwspanialszych koncertów, jakie dane mi było usłyszeć - podkreślił.
Anna Skulska i Józef Kański w studiu Dwójki
Anna Skulska, prowadząca rozmowę z Józefem Kańskim, przywołała też fragmenty archiwalnych rozmów z samym Witoldem Rowickim. Mistrz opowiadał między innymi o tym, jak muzyczna pasja poróżniła go z rodzicami. Do tego stopnia, że musiał w wieku lat kilkunastu uciekać z domu i zarobkować na życie (oraz edukację w krakowskim Konserwatorium) pracą dyrygenta.
Po wojnie Witold Rowicki zrekonstruował z niczego fenomen Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia, dosłownie przywożąc grupę zaprzyjaźnionych muzyków z Krakowa i skrzykując resztę na miejscu. Za pierwszą salę prób, skład instrumentów, a do pewnego stopnia także dom służyła im... szwalnia mundurów Wermachtu. - Gdy graliśmy pierwszy koncert, 14 km od nas przechodziła linia frontu i spadały bomby. Jako pierwszą gażę otrzymałem 2 kilogramy koniny… i wcale się nie obraziłem - wspominał po latach Witold Rowicki.
Na znakomitego dyrygenta i organizatora czekała już kolejna misja. W 1950 roku przybył do Warszawy, by na zgliszczach miasta odbudować Orkiestrę Filharmonii w Warszawie.
- Gdy przyjechałem, nie było gdzie ani z czego grać. Próby organizowaliśmy na schodach Teatru Roma, w szkolnych salach gimnastycznych, a nawet w Hali Mirowskiej - opowiadał po czterech dekadach. - Były chwile załamania, ale przetrwaliśmy, bo cała społeczność Warszawy interesowała się naszym losem. Ludzie walili na koncerty drzwiami i oknami, zaczepiali nas na ulicach, zgłaszając poprawki do programów - dodał. Tę euforię potwierdził goszczący w Dwójce Józef Kański, który dodał: - Wśród młodych ludzi powstał nawet, pół żartem, pół serio, pomysł powołania Towarzystwa Adoratorów Rowickiego, w skrócie TAR...
Wkrótce fenomen Witolda Rowickiego i Orkiestry Filharmonii Narodowej (od 1955 roku) przekroczył granice Polski. Zespół dawał kolejne trasy po Europie i Ameryce, których znaczenie dla promocji muzyki polskiej trudno przecenić. Z kolei do Warszawy zaczęły przyjeżdżać takie znakomitości, jak Dawid Ojstrach, Mścisław Rostropowicz, Isaac Stern czy Artur Rubinstein.
Zachęcamy do wysłuchania "Sezonu na Dwójkę", w którym Witolda Rowickiego wspominał również Antoni Wit.
mm/mc