Sławomir Mrożek przez całe życie bronił swojej prywatności. W tym, co pisał, starał się nie ujawniać osobistych spraw i problemów. Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy na rynek wydawniczy trafił tom korespondencji Mrożka i Wojciecha Skalmowskiego. Listy zdradziły wiele nieznanych dotąd faktów z życia autora „Tanga”. Nieznane dotąd oblicze Mrożka poznajemy także dzięki wydanemu właśnie „Dziennikowi”.
Pierwszy tom "Dziennika" obejmuje zapiski z lat 1962-1969, okres, gdy Mrożek wyemigrował z Polski i przystosowywał się do życia na emigracji. Najważniejsze, graniczną datą zapisków I tomu "Dziennika" jest październik 1963, kiedy pisarz podjął decyzję o pozostaniu we Włoszech, gdzie przebywał na wycieczce. Początek życia Mrożka jako emigranta nie ma wyraźniej cezury - długo jeszcze PRL-owski paszport był ważny, a gdy stracił ważność, a pisarz nadal pozostawał za granicą, nie dotknęły go jakieś specjalne represje. W kraju nadal wydawano jego książki, wystawiano dramaty. On sam zresztą zadowolony był z takiego stanu rzeczy i pilnował się bardzo, żeby czegoś "nie palnąć", jak sam to określa. Radykalną zmianę przynosi dopiero rok 1968, Mrożek mieszkał już wtedy we Francji.
Tadeusz Nyczek w rozmowie z Dorotą Gacek wyjaśnia, że zarówno w listach jak i „Dziennikach” ujawnia się jego prawdziwe, namiętne człowieczeństwo. - Jest ono pełne wątpliwości, pytań, rozterek, kłopotów, nienawiści do siebie czy ludzi – dodaje Nyczek.
Zdaniem gościa Sezonu na Dwójkę w "Dzienniku" najwięcej kłopotów sprawia Mrożkowi odnotowanie przeżyć psychicznych. – Otwiera swój mózg i swoje ciało, myślenie, i pyta - jak ja się zachowuję? Ja Sławomir Mrożek będę własnym psychiatrą, lekarzem, anatomem, chirurgiem - dodaje Tadeusz Nyczek.
W „Dzienniku" jest żart, uśmiech, ale też wielki życiowy dramat, była nim śmierć ukochanej żony.