Na początku lat 30. Polskie Koleje Państwowe wraz z Krakowskim Towarzystwem Krzewienia Narciarstwa, uruchomiły specjalne pociągi narciarskie, których oficjalna nazwa brzmiała "Pociągi Rajdowe", ale kursujące od kurortu do kurortu u podnóża polskich gór, pociągi znane były przede wszystkim pod nazwą "Narty-Dancing-Brydż". Były świetnie wyposażone, zachwycały eleganckim wystrojem wnętrz, luksusowymi restauracjami, sypialniami i kabinami kąpielowym, weszły na stałe, ku radości użytkowników, do zimowego rozkładu jazdy.
W "Sezonie na Dwójkę" z autorami książki "Narty Dancing Brydż w kurortach II Rzeczpospolitej" - Mają Łozińską i Janem Łozińskim rozmawiała Hanna Maria Giza.
Polacy wyjeżdżali na wczasy do kurortów oczywiście dużo wcześniej niż w okresie międzywojennym. Maja Łozińska tłumaczyła, skąd wzięła się ta wielka w owym czasie popularność wyjazdów luksusowymi pociągami narciarskimi. – Była to przede wszystkim patriotyczna przyjemność podróży po własnym kraju, który się po tylu latach niewoli wreszcie odzyskało zwłaszcza, że z powodu rozbiorów były to podróże do niedostępnych dotąd zakątków.
Pierwszy pociąg narciarski wyruszył z Krakowa w lutym 1932 roku i miał do pokonania 1200 kilometrów, podróż trwała 10 dni i 10 nocy, bilet kosztował 200 zł (wartość 1 zł przed wojną to odpowiednik 10 zł dzisiaj). W pociągu znajdowały się szkółki narciarskie, dzięki temu w tym długim rajdzie mogli uczestniczyć nie tylko doświadczeni narciarze, ale także nowicjusze.
Nie były to jednak wyjazdy rodzinne, ze względu na sposób spędzania czasu, zwyczaj zabieranie dzieci nie cieszył się popularnością. W pociągu kwitło życie nocne z seansami kinowymi, tańcami i grą w karty. W wagonie restauracyjnym goście mogli poczuć atmosferę drogiego hotelu, organizatorzy dbali o wysoki standard, w restauracji znajdował się wyskoki kontuar barowy z wysokimi stołkami, stoliki z błyszczącymi obrusami i krzesłami obitymi skórą. Pociągi, podobnie jak polskie statki transatlantyckie – "Batory" i "Piłsudski" były starannie projektowane przez wybitnych architektów.
Główna trasa zaczynała się w Krakowie, biegła wzdłuż Wisły do Zakopanego i Krynicy, potem pociąg jechał od Rymanowa do granicy polsko - ukraińskiej, do miejscowości Sianki, znajdującej się u stóp Czarnohory. Pociągi głównie jeździły nocą, a w dzień zatrzymywały się w miejscach, gdzie można było jeździć na nartach. Jan Łoziński zauważył, że atrakcyjność tych wycieczek polegała na tym, że miejsce pobytu codziennie się zmieniało, a jednocześnie nie trzeba było zmieniać miejsca noclegu, ani przede wszystkim towarzystwa, z którym można było regularnie się bawić.
W owym czasie Zakopane przeżywało swój renesans, konkurencją była dla niego tylko Krynica, którą planowano przekształcić w nowoczesny ośrodek sportowy – zbudowano kolejkę linową na Parkową Górę, tory saneczkowe, boiska do hokeja. – Krynicę upodobali sobie przede wszystkim politycy, z kolei Zakopane było miejscem zlotu polskiej bohemy – mówił Łoziński. Krynica kusiła głównie luksusem, tam powstał najnowocześniejszy w okresie międzywojennym hotel w Polsce – "Patria" z inicjatywy Jana Kiepury, według projektu znanego architekta Bohdana Pniewskiego. Zakopane miało swój "Bristol", ale pod względem nowoczesności ustępował znacznie "Patrii". W Zakopanem urlopowicze cenili przede wszystkim bliskość wysokogórskiej przyrody.
(Wszystkie ilustracje pochodzą z książki "Narty Dancing Brydż w kurortach II Rzeczpospolitej" autorstwa Maji i Jana Łozińskich, wyd. PWN 2010)
Aby wysłuchać całej audycji "Sezon na Dwójkę", kliknij ikonę dźwięku "Narty i dancing na mapie II Rzeczpospolitej" w boksie Posłuchaj po prawej stronie.
(Lm)