Kto wie, może niektórzy naprawdę potrafią poznać ich wartość dzięki... zapachowi? Inaczej pachną dzieła Szekspira, inaczej Dantego a jeszcze inaczej Platona. Tak przynajmniej twierdził główny bohater sztuki Thierry’ego Debroux "Bibliopata", właściciel ogromnej biblioteki kryjącej mroczną tajemnicę. Są jednak i tacy, którzy oceniają wartość książek na podstawie opublikowanych w nich ilustracji i porządnej oprawy. Takimi kryteriami kierowała się pewna bukinistka z bulwaru nad Sekwaną, zagadnięta przed Ernesta Hemingwaya w pięknych latach 20. minionego wieku. A może chodzi tu o połączenie słowa i obrazu? To zdawała się postulować pewna słynna dziewczynka, która wpadła do Krainy Czarów: „Cóż jest warta książka – pomyślała Alicja – w której nie ma rozmów ani obrazków”.
Niektórzy sądzą, że sekretem dobrej, fascynującej książki jest jej pierwsze zdanie. Czy udałoby mi się spotkać Magę? Przez długi czas kładłem się spać wcześnie. To było nieuniknione: zapach gorzkich migdałów przypominał mu zawsze los trudnych miłości. Był późny wieczór, kiedy K. przybył. Pani Dalloway postanowiła, że sama kupi kwiaty. W pierwszy poniedziałek kwietnia 1625 roku w miasteczku Meung, gdzie narodził się autor "Romansu o Róży”, panowało zamieszanie tak wielkie, jak gdyby zjawili się tu hugenoci, by zamienić je w drugą La Rochelle. W sierpniu 1992 roku, kiedy Psie Dni zbliżały się do końca, wyruszyłem w pieszą podróż przez wchodnioangielskie hrabstwo Suffolk, w nadziei, że zdołam wymknąć się pustce, rozprzestrzeniającej się we mnie po ukończeniu pewnej większej pracy. Tak, to mogłby się tak zaczynać - w tym właśnie miejscu, jakby od niechcenia, niespiesznie, nieco ociężale; na neutralnym terenie należącym zarówno do wszystkich, jak i do nikogo; tu, gdzie ludzie mijając się, prawie się nie dostrzegają i gdzie z oddaliu pobrzmiewa zgłuszone tętno życia całego budynku. Pewnego szarego poranka na Dolinę Muminków spadł pierwszy śnieg…
Projekt Macieja Jabłońskiego "Książki do czytania", Muzeum Książki Artystycznej w Łodzi. Fot. PK
Dla wielu jednak nie istnieje problem: jak poznać dobrą książkę. Bibliomaniaków, ludzi praktykujących literackiego fioła, nurtuje zgoła odmienna kwestia: jak przeczytać te setki, tysiące książek, które powstały i nieustannie powstają. Niewielu przecież twórców wydaje tylko jedno dzieło, w którym przekazałoby się to, na co człowieka stać (to ideał pisarstwa według Myśliwskiego). – Gdyby tak można było czytać we wszystkich językach świata – mówią bohaterowie "Podróżnika stulecia" argentyńskiego pisarza Andrésa Neumana, a pewnie wielu z czytelników podpisałoby się pod tym utopijnym pragnieniem. Od tego marzenia już niedaleko do zapierającej dech w piersiach wizji Biblioteki Borgesa, która zawierałaby "wszystko to, co można wyrazić: we wszystkich językach. Wszystko: drobiazgową historię przeszłości, autobiografie archaniołów, wierny katalog Biblioteki, całe tysiące fałszywych katalogów, wykazanie fałszywości katalogu prawdziwego, gnostyczną ewangelię Bazylidesa, komentarz do tej ewangelii, prawdziwą relację twojej śmierci, przekłady wszystkich książek na wszystkie języki, interpolacje z każdej książki we wszystkich książkach".
Nieskończona Biblioteka to tylko fantastyczna, choć kusząca wizja. Tymczasem ludzkie życie jest za krótkie na poznanie zasobów nawet średniej wielkości biblioteki miejskiej… Są jednak i tacy, którzy próbują się zmierzyć z wyzwaniem. Notatki z lektury kilkunastoletniej Marii Janion – alfabetyczny indeks rzeczy przeczytanych – mówią o setkach pochłoniętych w niewiarygodnie krótkim czasie książek (korzystała jednocześnie ze swojej karty, swojej mamy oraz przyjaciółki mamy). Na literę "C" choćby wymienionych jest 46 pozycji: J.O. Curwood "Łowcy wilków" (200), E. Curie "Maria Curie-Skłodowska" (450), L.F. Céline "Podróż do kresu nocy" (660), C.A. Chant "Cuda wszechświata" (180), A. Czechow "Nowele" (150), J. Conrad "Lord Jim" (320) – i tak dalej. Z kolei Henryk Bereza zamiast baśni już w dzieciństwie czytał "Trylogię" Sienkiewicza, "Chłopów" Reymonta, "Faraona" Prusa. Zaś w wieku około dziesięciu lat niezwykłe wrażenie zrobiła na nim lektura… "Prób" Montaigne'a…
Jak odnaleźć się w gąszczu nieprzeczytanych jeszcze książek? Może zawierzyć książkom o książkach albo posłuchać pisarzy mówiących o swoich literackich pasjach? Może czytać według klucza miejsca akcji, traktując powieści jako swoiste przewodniki po miastach dawnych i współczesnych, istniejących i widmowych (poznawać Warszawę Nowakowskiego i Warszawę młodych pisarzy czy, przywołując inne literackie światy, Barcelonę Zafóna). Może szukać na Cmentarzyskach Zapomnianych Książek albo odwiedzać literackie kawiarnie i słuchać tych, którzy o książkach opowiadają smakowicie? Wisława Szymborska przypominała, że fascynować się można wszystkim – w spisie jej "lektur nadobowiązkowych" znajdowały się choćby takie pozycje jak "Tajemnicze lemingi”, poradnik "Jak mieszkać wygodniej", "Życie codzienne w domach publicznych", "ABC męskiej elegancji" czy podręczny słownik polsko-bułgarskim (i odwrotnie).
23 kwietnia, w dniu kolejnej rocznicy śmierci Miguela de Cervantesa, autora słynnego dzieła o zgubnym (ale i błogosławionym) wpływie ksiąg na człowieka, obchodziliśmy Światowy Dzień Książki. (jp)