Dzienniki nie są tylko tekstem. To także obiekt materialny i jego materialność nie powinna uchodzić uwagi badaczy. Natomiast czytelnicy wydanych dzienników winni mieć świadomość, że obcują z tylko wtórną postacią dziennika, w której nie ma wielu jego elementów – twierdzi prof. Paweł Rodak z Instytutu Kultury Polskiej UW w swojej wydanej ostatnio książce "Między zapisem a literaturą. Dziennik polskiego pisarza w XX w.". Analizuje w niej fundamentalne dla kultury polskiej ubiegłego stulecia diariusze Żeromskiego, Nałkowskiej, Dąbrowskiej, Gombrowicza i Herlinga-Grudzińskiego.
Prof. Paweł Rodak podkreśla, że materialność diariuszowych zeszytów jest ich integralną częścią, stanowi o ich istocie. Dziennik jest przedmiotem osobistego użytku, jego prowadzenie (znaczące określenie: dziennik się prowadzi, pisze się zaś utwór) to codzienna, powszednia praktyka związana z dokumentowaniem, autoanalizą, autoterapią.
Klasycznym przykładem takiego dziennika osobistego jest diariusz Żeromskiego, pisany przez lata młodzieńcze, a stosowany także jako notatnik z lektur, zeszyt szkolny itp. Żeromski nigdy nie pomyślał o jego publikacji jako całościowego utworu. Podobnie Nałkowska, a także Dąbrowska, choć te pisarki z biegiem czasu zaczynają mieć świadomość, że dzienniki te mogą zostać w przyszłości opublikowane.
Symptomatyczna jest sytuacja dziennika Dąbrowskiej, która po latach prowadzenia swojego dziennika zaczęła go przepisywać na maszynie. Już sam ten akt zmienia status powstałej nowej wersji – która staje się wersją opracowaną. Co więcej, Dąbrowska przepisując na maszynie rękopis dziennika zeszytowego, robi w oryginalnych zapisach długie przekreślenia, dopisując na nich: nudziarstwo, zbędne itp.
– Można myśleć o dzienniku, że jest nudny, tylko stosując kryteria literackie, artystyczne – podkreśla prof. Paweł Rodak w Dwójkowej "Zakładce literackiej". – Dziennik jako taki nie jest ani nudny, ani ciekawy, bo nie jest prowadzony w tym celu, by był interesujący, tylko po to, by coś zanotować. Można powiedzieć, że dziennik Dąbrowskiej istnieje w dwóch postaciach – odwołując się do tytułu mojej książki, istnieje jako zapis i jako literatura – mówił rozmówca Przemysława Kanieckiego.
Z zupełnie inną sytuacją mamy do czynienia w wypadku dzienników Gombrowicza i Herlinga-Grudzińskiego. One były pisane od razu w celu publikacji – najpierw w paryskiej "Kulturze" Jerzego Giedroycia (przy czym ostatnie części drukował Herling-Grudziński w dodatku do "Rzeczypospolitej" "Plus Minus", redagowanym przez Elżbietę Sawicką), a docelowo w książce. To dzienniki, które można określić literackimi, stanowiącymi od razu w zamierzeniu autorów fragmenty ich twórczości artystycznej. To też determinuje kształt nośników pisma, których Gombrowicz i Herling używają – już nie są to zeszyty, ale luźne kartki, tak jak bywa zwykle z rękopisami utworów literackich; od razu były też one przepisywane na maszynie i opracowywane: redagowane, wygładzane, poprawiane. Nie ma tu też siłą rzeczy tak charakterystycznych dla diariuszy osobistych zapisków "powszednich" czy rysunków – te rękopisy to tylko materiał do pracy.
Zapraszamy do wysłuchania rozmowy z prof. Pawłem Rodakiem, którą przeprowadził Przemysław Kaniecki.