Ignacy Karpowicz przedstawiał w "Poranku Dwójki” swoją najnowszą książkę "Sońka”, która reklamowana jest przez Wydawnictwo Literackie jako: "wielka, ale kameralna, prosta, choć niełatwa, wyciszona, lecz kipiąca emocjami, pacyfistyczna, a jednocześnie brutalna historia przepełniona miłością. Autor wykorzystuje konwencję romansu wojennego, by opowiedzieć o kiedyś i teraz; o tu i tam; o piekle i raju pamięci".
W radiowej Dwójce pisarz opowiadał o tytułowej bohaterce: niepiśmiennej chłopce, mieszkającej na krańcach Polski. - Wydawać by się mogło, że powinna być szczęśliwa. Ale gdy się spojrzy pod podszewkę jej życia, ta sielska rzeczywistość ukazuje prawdziwe oblicze: gwałty, przemoc, zawiść, złość. Moja bohaterka ma jeszcze to nieszczęście, że przyszło jej żyć i zakochać się w czasie II wojny światowej… w oficerze SS. Miała słabe karty by uzyskać szczęście - przekonywał Karpowicz. Jego zdaniem można się zgodzić ze stwierdzeniem, że większość z nas takimi kartami "gra w życiu”, ale czasem niektórym z nas udaje się je "podmienić na średnie”.
Dlaczego Karpowicz zdecydował się na ten temat? Autor, podobnie jak jego bohaterka, także pochodzi z Podlasia. Zapamiętał, jak jego wuj opowiadał, że kiedyś "była taka jedna, która miała romans z Niemcem”. - A że pochodzę z tamtych stron, znam tych ludzi, doskonale wiedziałem, co to musiało oznaczać. Romans z wrogiem, z kimś z obcej planety… we mnie już wtedy to jedno, dwa zdania zapadły - zaznaczył Karpowicz. - Ona zdecydowała się wystąpić przeciwko niepisanym prawom obowiązującym w małej miejscowości. To musiało być coś strasznego - dodał. Zastanowiło go w opowieści o tej kobiecie, że pozwolono jej żyć. Zwłąszcza, że był to czas wojny, kiedy "można było robić, co się chce”. - To czas samosądów - podkreślił.
Pisarz już dawno zdał sobie sprawę, że coś z tą historią "musi zrobić”, tym bardziej, że prototyp jego Sonii jeszcze wtedy żył. - Bardzo długo zastanawiałem się, czy by się z nią nie spotkać, ale w końcu się na to nie zdecydowałem. Wydawało mi się to nietaktowne… czułbym się jak sęp - tłumaczył autor. - Gdy się dowiedziałem, że ta pani zmarła, to wtedy, trochę z żalu, ale także czując, że ktoś mnie uwolnił, napisałem o spotkaniu, do którego nie doszło - dodał Ignacy Karpowicz.
Zachęcamy do wysłuchania nagrania z "Poranka Dwójki", który prowadził Tomasz Obertyn
pp/mm