Dzieci, tak jak osoby dorosłe, w czasie Powstania Warszawskiego ginęły w wyniku bombardowania albo z powodu przypadkowej eksplozji. - Ale również w publicznych, masowych egzekucjach - mówi Paweł Kosiński, historyk IPN. Niemieccy i pozostający na ich służbie tzw. obcoplemienni zbrodniarze nie cofali się przed mordowaniem małoletnich warszawiaków.
Dzieciom groziła śmierć również z ręki bardzo groźnych snajperów tzw. gołębiarzy. - Strzelcy wyborowi nie gardzili żadną ofiarą - opowiada historyk. Ginęli nie tylko żołnierze z bronią w ręku, ale również osoby cywilne, w tym dzieci. - Ich śmierć przerażała i doprowadzała do rozpaczy - zaznacza. Najbardziej przekonująco uświadamiała, że nikt nie jest bezpieczny, nawet na spokojnej z pozoru ulicy.
Wysoka śmiertelność wśród najmłodszych mieszkańców Warszawy wiązała się też z fatalnymi warunkami bytowymi. - Coraz trudniej było o żywność, pogorszył się stan higieny - opisuje historyk. To wszystko powodowało, że śmiertelność wśród najsłabszych, a więc także najmłodszych, znacznie wzrastała.
fot. PAP/Archiwum/Jakub Grelowski
- Zupełnie odrębną kwestią jest sytuacja dzieci zaangażowanych w walkę powstańczą np. w Harcerskiej Poczcie Polowej - opowiada Kosiński. Byli to "Zawiszacy", kilkunastoletni chłopcy, w wieku od 12. do 15. lat, niejednokrotnie również młodsi, którzy sprawowali śmiertelnie niebezpieczną służbę. - Poczta harcerska była niezwykle cennym przedsięwzięciem, potrzebnym w czasie walk, gdy nie funkcjonowały normalne sposoby komunikowania - ocenia. Dla wielu osób harcerze przenoszący listy byli jedynym sposobem dowiadywania się o losie ich najbliższych.
Roznoszenie korespondencji nie było dziecinną zabawą. A pracę, tych młodych ludzi zorganizowano niezwykle precyzyjnie. Jednak nie wszyscy garneli się do roznoszenia listów. Do służby często zgłaszali się nieletni, którzy chcieli zabijać okupantów. - Młodzi patrioci starali się zawyżać swój wiek, byle tylko walczyć o Polskę z bronią w ręku - opowiada pracownik IPN.
Wartość zaangażowania nieletnich w Powstanie Warszawskie jest nieoceniona. - Oprócz służby w poczcie polowej pomagali oni przy różnych pracach, które trzeba było wykonać na tyłach np. przy gaszeniu pożarów, pielęgnowaniu rannych i tym podobne - wylicza historyk. W tego typu prace angażowali się miedzy innymi harcerze, którzy odejmowali się też działalności konspiracyjnej. - Niejednokrotnie brali udział w bardzo niebezpiecznych przedsięwzięciach - mówi. Młodzi warszawiacy po osiągnięciu pełnoletniości wstępowali też do oddziałów zbrojnych. - W czasie powstania były często najlepsze oddziały, najbardziej bojowe, najbardziej ideowe - zaznacza Kosiński. Przez to można im było powierzać najtrudniejsze odcinki walk.
Dzieci Powstania Warszawskiego, wykonując swoje powinności, często narażały życie. Tak jak wielu dorosłych garnęły się do czynnego udziału wydarzeniach 1944 roku. Co determinowało tych młodych ludzi? Zdaniem Paweł Kosiński na pierwszym miejscu była miłość do ojczyzny. - Wychowanie patriotyczne przed wojną było zupełnie nieporównywalne do tego, z którym mamy do czynienia obecnie - przypomina. Podczas powstania niemal wszyscy młodzi rwali się do walki, pragnęli odzyskania niepodległości i byli gotowi poświęcić za to nawet życie.
Na początku sierpnia '44 młodzież euforycznie podchodziła do walki. - Jednak, ciężkie rany i okaleczenia, stałe niebezpieczeństwo śmierci, coraz gorsze wyżywienie i warunki sanitarne, świadomość niewyobrażalnych zbrodni i klęski politycznej - wszystko to mogło studzić zapał - ocenia historyk.
Pamięć okrucieństw wojny przez wiele dziesiątek lat działała jako przestroga, ale wraz z upływem czasu ulegała zatarciu. - Myślę, że gdyby ludzie współcześni mogli sobie plastycznie wyobrazić koszmar wojny to rzadziej by się ważyli na wszczynanie konfliktów - ocenia Paweł Kosiński. Jego zdaniem pamięć o II wojnie światowej warto kultywować, przynajmniej z tego powodu, by móc otrzeźwić społeczeństwo i przestrzec je przed ryzykownymi decyzjami polityków.
PAP/pkur