U progu Wielkiego Postu
W Wielkopolsce nadejście postu oznajmiało bicie kościelnych dzwonów. Wraz z tym sygnałem należało powstrzymać się od wszystkich zabaw. W karczmach na okres całego Wielkiego Postu zamierała muzyka. Rozrywkę zamiast tańców zaczynała stanowić gra w karty i kości. W tym samym regionie, po powrocie z nabożeństwa, do izby wnoszono śledzia na patyku i woreczek z popiołem oraz garnek wielkopostnego żuru. Najstarsza osoba z rodziny potrząsając popiołem obchodziła całe domostwo, by "wypędzić zapusty". Następnie chowano wszelkie wędliny, a na stole stawiano garnek żuru.
W całym kraju od samego rana gospodynie myły i wyparzały wszystkie naczynia, w których wcześniej gotowano mięso. Patelnie i rondle, na których został choćby ślad tłuszczu, demonstracyjnie wynoszono na strych lub wyrzucano przez okno. Kobiety szykowały żur, mający stać się podstawą wielkopostnego pożywienia. Potrawy po kolei próbowali pozostali członkowie rodziny, śpiewając przy tym żartobliwe piosenki o tej zupie.
Popielec był ostatnim dniem na rozliczenie się z osobami pozostającymi w stanie wolnym. W całej Polsce młodzieńcy znienacka przypinali do ubrań drewniane klocki starym pannom i kawalerom zmierzającym do kościoła. Czasem klocki zastępowano… skorupkami jaj lub indyczymi nogami. Miało to stanowić karę za wymiganie się od małżeńskich obowiązków.
Sąd nad mięsopustem
W Środę Popielcową nadchodził czas ostatecznego rozliczenia się z karnawałem. Towarzyszył temu zwyczaj zwany "sądem nad mięsopustem". Na ziemi kieleckiej tego dnia organizowano topienie bałwana. Jednego z parobków obwijano całego w słomę, a następnie przy wrzaskach gawiedzi pędzono go do najbliższej rzeki lub stawu. Nieszczęśnika obkładano batami aż w końcu zdzierano słomę i wrzucano do wody. Po obrzędzie zachodzono do karczmy, gdzie parobek udawał miejscowego dziedzica ku uciesze zebranych.
W Warszawie i na mazowieckich wsiach kukłę wyobrażającą karnawał, zapinano w kajdany, a następnie ścinano lub obkładano batami. Jeszcze w połowie XIX wieku warszawscy rzeźnicy zwozili pozostałe zapasy mięsa do Wilanowa, gdzie urządzali sobie wielki bal. Za nimi podążali stołeczni mieszczanie, licząc na to, że rzeźnicy zaproszą ich do wspólnej zabawy. Jak pisał Oskar Kolberg: "tam karet, dorożek i sanek od 450 do 1000 jeździło. Ogromne sanie w 1821 roku zaprzężone w osiem białych koni, przypominały kuligi staropolskie".
- Nazwa post jest bardzo dawno, występuje w różnych językach słowiańskich, ale pochodzi ze staroniemieckie "fasta". W źródłach informujących o dawnej tradycji podają, że już o północy z ostatkowego wtorku na środę wstępną zaczynano post, od tzw. podkurka, czyli kolacji, czasami to było śniadanie, na które przygotowywano tylko kartofle, zsiadłe mleko i śledzia. Główną potrawą w tym okresie oczywiście był żur, gotowano go prawie codziennie w każdej wiejskiej chacie - opowiadała w archiwalnym nagraniu językoznawczyni i slawistka Barbara Bartnicka.
***
Na audycję Źródła w środę (5.03) w godz. 12.00-12.45 zaprasza Aleksandra Tykarska.