W okolicach Bodzentyna grano już popularne chłopy czy śpiwy, których fragmenty również usłyszeliśmy. Artysta wspominał w "Źródłach" muzykanckie życie swoje i swojej rodziny, a także anegdoty z życia okolicznych świętokrzyskich wiosek. Opowieść Pazia to znakomity przykład żywej jeszcze w latach 60. świętokrzyskiej gwary:
- Kiedyś na weselach każda tańcząca para musiała przed muzykantami zaśpiewać. Jedno to zaśpiewało, drugie tamto i tak sobie podśpiewywały. Można się było na tych weselach dobrze uśmiać. Pomordować się też można było, bo jak się juchy popiły, to bez ustanku tylko graj i graj - opowiadał świętokrzyski klarnecista.
- Jedno umie tańcować, drugie nie umie. Ten, co umie tańcować, to pójdzie w taniec, raz, dwa i już zmordowany - siądzie i siedzi. Dawniej jak chłop poszedł tańcować, to czapkę do góry dnem kładł na głowie i czapka mu nie spadła, trzaskał noga o nogę, podrzucał dziewki do góry ino spódnice wiewały. Teraz młodzi ino się kiwają pod ścianą. Dawnych kawałków, polek, oberków wcale nie umieją tańcować - wspominał Władysław Paź.
- Muzykanty dawniej miały wesołe życie, co chwilę ktoś przychodził z zadatkiem. Nieraz się szło z jednego wesela na drugie. Parę razy grałem trzy wesela po sobie. Jeszcze jak człowiek był młody, to za dziewuchami leciał na wesela, bo muzykantów panny okropnie lubiały. Jak muzyk umiał ładnie zagrać i dziewuchę jeszcze podszczypnął, to łasiła się koło niego przez całe wesele - tak dawne wesela wspominał pan Władysław.
Rozmowa została nagrana w 1967 roku przez Piotra Gana. Zapraszamy do odsłuchania całej audycji.
***
Tytuł audycji: Źródła
Prowadziła: Magdalena Tejchma
Gość: Władysław Paź (klarnecista z Bodzentyna)
Data emisji: 6.08.2019
Godzina emisji: 15.15
at