Harmoniści z "końca świata"

Ostatnia aktualizacja: 05.03.2021 16:00
Tym razem Andrzej Bieńkowski zaprasza na spotkanie z harmonistami - jak to określił - “z końca muzykanckiego świata”. Nie chodzi tu o koniec świata w sensie miejscowości, w których “diabeł mówi dobranoc”, lecz o zakończenie pewnej epoki - koniec świata o tamtych realiach.
Audio
  • Harmoniści z "końca świata" (Dwójka/Źródła)
kapela Mariana Pełki z Kłudna Na skrzypcach Stefan Jarosiński Marian Pełka Harmonia pedałowa Stanisław Wlazło bębenek, Kłudno 1987 r.
kapela Mariana Pełki z Kłudna Na skrzypcach Stefan Jarosiński Marian Pełka Harmonia pedałowa Stanisław Wlazło bębenek, Kłudno 1987 r.Foto: Andrzej Bieńkowski

Było to zatem spotkanie z ostatnim pokoleniem tradycyjnych harmonistów z różnych regionów centralnej Polski, którzy nie mieli już kontynuatorów (stąd koniec “ich” świata). Audycję ilustrowały nagrania z płyty gospodarza audycji pt. “Mistrzowie harmonii”.

- Chcę opowiedzieć o ostatniej generacji weselnych muzykantów. Przemiany w gustach weselnych najpierw wykosiły harmonie na rzecz akordeonów, ale tuż za progiem czaiły się już klawisze… Ci harmoniści, których usłyszymy doprowadzili do wspaniałego rozkwitu muzyki. Jednak nie jest to już to samo, co nietemperowana muzyka skrzypcowa. Nawet jeśli melodie są te same, to są już inaczej ozdabiane - mówił gospodarz audycji.

Kapela Stanisława Gacy, syna Piotra. Znany skrzypek wykształcił swojego syna na muzykanta, uważając, że „jakoś zarobić trzeba. A wspólnie muzykując, można podzielić się zyskiem”. Dość szybka harmoniści zaczęli zarabiać więcej od skrzypków. Pomijając popularność harmonii, chodziło też o przekonanie, iż „harmonista bardziej się męczy, ciągnąc miechy, podczas gdy skrzypek tylko «pitoli»”. Kapela Gaców dość długo utrzymała się na weselnym „rynku”. Bieńkowski pamięta ich jeszcze z lat 80., kiedy to – jeszcze bez wzmacniaczy – muzykanci siedzieli na przyczepie od traktora na podwórku.

Kapela Braci Tarnowskich również była niezwykle popularną kapelą weselną. Nagle zniknęła. Andrzej Bieńkowski dowiedział się po jakimś czasie, że w okresie największego kryzysu gospodarczego po prostu wyjechali za chlebem do Niemiec. Za zarobione pieniądze wybudowali się pod Radomiem i… zapomnieli na długo o graniu. Bieńkowski dotarł do nich po latach. Udało się namówić trzech braci, by zagrali obery ciągłe – tak nazywali mazurki.

Słuchaliśmy także harmonisty z Radomskiego, uchodzącego za mistrza nad mistrzami. Stasio Niewidomy, a naprawdę Stanisław Stępniak był niebywale biegły w graniu na wszystkim, co miało klawisze – od harmonii po keyboard. W dodatku niezwykle miły w obyciu. Dlatego często zapraszano go na wesela.

- Następny harmonista, Józef Żarłok, to niezwykły typ. Jakby wyszedł z dyskoteki we wczesnych latach 70. Pekaesy, spodnie-dzwony, przyczerniony wąsik. Józef nie zrobił zawrotnej kariery jako muzykant weselny, ponieważ… był dość nieobliczalny – mówił Andrzej Bieńkowski, który sam się o tym przekonał, organizując koncert z udziałem Żarłoka. Jednak w grze pan Józef oddawał całego siebie. Przy swojej harmonii wpadał w trans, grał bardzo energetycznie, pomrukując.

Józef Porczek, rocznik 55. od dziecka nasiąkał muzyką tradycyjną. Był harmonistą Józefa Zarasia. Ojciec Porczka, Florek, także grał z Zarasiem, jako bębnista. Z kolei dziadek był znanym muzykantem i nauczycielem gry. Jeszcze rok temu Józef Porczek pracował przy kopaniu rowów. Andrzej Bieńkowski był zafascynowany tym, jak precyzyjnie potrafi zagrać melodie na harmonii, mimo tak wycieńczającej fizycznej pracy.

Andrzej Malik, podobnie jak Józef Porczek, wywodzi się z tradycji Kajoków. W tych terenach mieszkało po 3-4 skrzypków na wieś. Niektórzy nie grali na weselach, a po prostu dla siebie.

- Śmieję się, że jeszcze w latach 70. etnografia polegała i na tym, że wsiadało się w PKS i jechało w ciemno 30 km od Warszawy. I na pewno trafiło się na ciekawe śpiewy albo grę.

Na południe od Przysuchy mieszkali lesiacy – mieszkańcy terenów podleśnych. Wiadomo, że tam gdzie lasy, to i guślarze.

- Tę historię o guslarzach usłyszałem od Mariana Pełki. W Ruskim Grodzie był guślarz, który potrafił w krótkim czasie nauczyć świetnie grać. Pełka wybrał się do niego, na nauki. I mówi: „słuchaj, daj mi dostęp do tych guseł, a dam Ci wódki, ile chcieć”. A guślarz mu na to: „Ty się dobrze zastanów, bo to sprawa jest poważna”. Pełka postawił na swoim. Przyniósł pół litra, wypili. Zrobił się wieczór, poszli na leśną polanę. Guślarz gwizdnął i w tym momencie na polanę zaczęło wychodzić mnóstwo ludzi. Brzydkich, ładnych, małych i dużych, i zupełnie zwyczajnych. Guślarz powiedział: „no, to teraz wybierz sobie jednego…”, ale przerażony Pełka zrezygnował. Guślarz znów gwizdnął. Wszystko zniknęło.

Z Marianem Pełką, krępym, o postawie tura, Bieńkowski znal się dobrze. Kiedy obserwował go grającego na pedałówce, miał wrażenie, że muzykant zaraz ją rozniesie. Szarpał nią na wszystkie strony, miotał. A jego muzyka była właśnie taka, jak jego styl – biegła i agresywna.

***

Tytuł audycji: Źródła

Prowadził: Andrzej Bieńkowski

Data emisji: 5.03.2021

Godzina emisji: 15.15

mg