- Był to ośrodek zamożny, były tam ważne targi, a jak jest handel, są pieniądze. Muzykanci z tamtego obszaru prędzej, niż inni mogli pozwolić sobie np. na zakup harmonii. To miało duże znaczenie: w okolicy rozwinął się znakomity ośrodek harmonistów. Dowodem czego był m.in. Wygnanów. Jak w 1980 roku jeździłem i szukałem muzykantów, w rejonie Przytyka większość informatorów mówiła mi o harmonistach, nie o skrzypkach. To były czasy, gdy liczył się harmonista, nie skrzypek. Zaczęło się przewijać jedno nazwisko: Marian Lipiec.
Marian Lipiec grał w kapeli m.in. ze swoim synem (grającym na dżazie). Naśladował strukturę skrzypiec, „rubatował”, wyciągał, zbliżając się sposobem gry do maniery ośrodka kajockiego.
- Pan Marian bardzo pomagał mi w adresach, musiałem przecież dowiedzieć się, kto i jak gra! Okazało się, że w tej samej wsi mieszka jeszcze skrzypek, rocznik 1910! Pan Marian Lipiec powiedział, że nie słyszał go od wojny. Nie brzmiało to obiecująco. Pamiętam, jak pojechałem do niego pierwszy raz. Siedział, starszy pan, przygnębiony. Jak go spytałem, czemu już nie gra, odpowiedział: „wie pan, bo ja gram w dzikiej tonacji, z harmonią się nie zgrywam. Sprzedałem wszystko. Miałem basy, bębenek. Od wojny nie gram”. Zacząłem go bajerować, że „wie Pan, mam tu takie fajne skrzypce ze sobą, może by Pan chciał zobaczyć?”, gdy wyjąłem skrzypce ze swojego trabanta, zobaczyłem u Pana Wacława to, co widzę w każdym prawdziwym skrzypku, ten błysk w oku! Jak on te skrzypce ogląda! Jak on by chciał na nich zagrać! Powiedziałem mu, że zostawię mu te skrzypce, wrócę za jakiś czas, to może by coś zagrał. Zgodził się i napomknął, że jest tu jeszcze basista i bębnista… No więc w ogóle miód i smalec! Jak po jakimś czasie podjechałem, usłyszałem dobywającą się z drewnianego domku pokrytego eternitem starodawną muzykę. Później dowiedziałem się, że Wacław Nyska był uczniem Józefa Kędzierskiego.
Nagrania w domu harmonisty Mariana Lipca (stoi w drzwiach) w Wygnanowie. Grają; Jan Gaca skrzypce, Tadeusz Lipiec harmonia, Marian Lipiec werbel. Radomskie 1997; fot. Andrzej Bieńkowski/Muzyka Odnaleziona
Prawdopodobnie nie ma w Polsce regionu, w którym byłoby większe zagęszczenie harmonistów na metr kwadratowy. A Marian Lipiec miał jeszcze brata, Tadeusza, również harmonistę…
- Słyszałem o nim, że podobno dobry. Ale on pracował jako „czarnoroboczy”, a przecież gra jest delikatną materią! Pracował przy ociepleniach budynków, na wysokościach. Dla muzyka, grającego rękami to jest samobójstwo. Tadeusz wiele lat dochodził do formy. Marian zmarł wcześnie, a Tadeusz doczekał wszelkich chwał. Doczekał baszty, Nagrody im. Kolberga, wychował uczniów. Między grą Tadeusza i Mariana jest różnica nie tylko generacji. Tadeusz zaczyna inaczej rozumieć harmonię. Próbuje wykorzystać jej walory, niekoniecznie naśladować tylko skrzypcowe faktury.
Jednak jest i łyżka dziegciu w pięknych opowieściach o "harmonijnym" ośrodku w Wygnanowie. Na jednym z okolicznych festiwali starszy skrzypek zwierzył się Andrzejowi Bieńkowskiemu:
- „Naszym wielkim błędem było nauczenie gry młodych adeptów”, powiedział mi kiedyś pewien skrzypek, gdy siedzieliśmy w gronie starych mistrzów, skrzypków i harmonistów. „Wiesz co oni robią? Myśmy ich nauczyli grać, a oni teraz nas gdzieś mają! Przejęli wszystkie festiwale, konkursy, festyny. Sami grają, a nas nie zapraszają!”. Zamilkłem. To przecież prawda. Chciałbym, żebyśmy potraktowali to jako ostrzeżenie: Nie wolno odsuwać naszych mistrzów! Zostało ich, co kot napłakał!
***
Tytuł audycji: Źródła
Prowadził: Andrzej Bieńkowski
Data emisji: 27.08.2021
Godzina emisji: 15.15
mg