WOMEX 2021 i Krajowa Lista Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego

Ostatnia aktualizacja: 29.10.2021 16:00
W Porto trwają Targi Muzyki Świata WOMEX. Polską scenę muzyki etnicznej reprezentuje na nich zespół Kosy. W Źródłach spotkaliśmy się z artystkami. Ponadto zawitaliśmy do Nowego Sącza, w którym 19 października odbyła się gala wręczenia decyzji o wpisach na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego.
Audio
  • WOMEX 2021 i Krajowa Lista Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego (Dwójka/Źródła)
Kosy
KosyFoto: mat. pras.

WOMEX 2021

Zespół Kosy wystąpił we czwartek na Targach Muzyki Świata WOMEX 2021. Kobiecy kwartet z Wrocławia sięga do pieśni z Dolnego Śląska i bogatych tradycji muzycznych tego regionu, miksując je z szamańskimi rytmami. Więcej o działaniach zespołu opowiadały Anastazja Sosnowska i Kasia Pakosa.

- Wiemy o tym, że po WOMEX-ie historia wielu zespołów się zmieniła. Występ na tych największych targach muzycznych to bilet za granicę. Dla mnie najważniejsze w naszej muzyce jest to, jak żenimy naszą tradycję ludową z życiem w mieście w tych czasach. Zadajemy sobie pytania: „Kim jest kobieta współczesna?”, „Czym jest śpiewanie ludowych piećni dla współczesnej kobiety?”. My polubiłyśmy ten rodzaj wyrażania siebie przez głos. Jednocześnie zastanawiam się, jak nasza obecność na rynku muzycznym ma się do dyskursu, który panuje obecnie na scenie muzyki folkowej, tego poczucia odpowiedzialności za śpiewanie in crudo… – mówiła Katarzyna Pakosa.

Kosy przygotowują się do wydania pierwszej płyty. Będzie nosić tytuł „Siew”.

- To zbiory pieśni dolnośląskich… znalezionych na Dolnym Śląsku, z różnych regionów. My same jesteśmy „przerzucone” z różnych miejsc. Chyba tylko Kasia Pakosa jest wrocławianką z dziada-pradziada. Ja jestem trochę poznanianką, trochę krakowianką, trochę lądczanką. Ola jest z Sopotu, choć jej babcia pochodziła z tych stron. Na swoim przykładzie widzimy, że te pieśni podróżują z nami. A niegdyś często ludzie mieli tylko te pieśni. Były największym skarbem. Można było je przenieść bez dźwigania walizek – opowiadała Anastazja Sosnowska.

- Myślę, że odnalezienie siebie w pieśniach wynika z pewnej emocjonalności, która się w nich zawiera. Na początku czujemy ciarki, potem zastanawiamy się, o czym są i jak dotyczą naszego codziennego życia – dodała Katarzyna Pakosa, dla której śpiewane pieśni są również połączeniem z przodkami i ich historią. Niemalże fizycznym. Jak wspomina artystka, śpiewając „czuje swoją babcię w krtani”.

Krajowa Lista Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego

19 października w Nowym Sączu odbyła się gala uroczystego wręczenia decyzji o wpisach na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego. Wydarzenie było wyjątkowe nie tylko ze względu na to, że po raz pierwszy zorganizowano je poza Warszawą, ale również dlatego, że skumulowało w sobie wpisy z trzech lat: 2019, 2020 i 2021! Wyróżnionych zostało aż 20 tradycji, których przedstawiciele przyjechali do Nowego Sącza z całej Polski! Wśród owych 20 wpisów znalazły się nie tylko tradycje ogólnie znane, jak na przykład taniec polski – polonez czy układanie kwietnych dywanów na Uroczystość Bożego Ciała, ale także mniej powszechne np. puckie szkutnictwo, o którym w Źródłach opowiadał Sebastian Kuling.

- Zajmujemy się budową i remontem tradycyjnych jednostek. Przede wszystkim różnego rodzaju jachtów drewnianych różnych wielkości. Wiele z nich pływa w okolicach Pucka i po Bałtyku. W całej Polsce jest niewielu tradycyjnych szkutników. Być może ten wpis pomoże nam zachęcić ludzi do nauki zawodu, który na dobrą sprawę jest już na wymarciu – mówił szkutnik. – Sama budowa łodzi to bardzo długi proces. Zaczyna się od projektu. Jednak w obecnych czasach potrzebni są przede wszystkim ci, którzy będą umieli je remontować. Mamy kolejkę jachtów z Polski i zagranicy, bo nie ma komu robić tych remontów tradycyjnymi metodami.

Sebastian Kuling i jego współpracownicy chcieliby zorganizować warsztaty dla żeglarzy, dzięki czemu zarażą swoją pasją więcej osób, zachęcą i przyuczą do fachu. Jak zauważył szkutnik przesyt laminatu jest ogromny i drewnianych łodzi przybywa.

Poza 20 wpisami na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego, na uroczystej gali wręczono także 5 decyzji o wpisach do Krajowego Rejestru Dobrych Praktyk na rzecz ochrony niematerialnego dziedzictwa kulturowego. Wśród nich znalazła się działalność gospodarza tegorocznego wydarzenia czyli Małopolskiego Centrum Kultury SOKÓŁ w Nowym Sączu, a także Ogólnopolski Festiwal Kapel i Śpiewaków Ludowych z Targami Sztuki Ludowej w Kazimierzu oraz Flis Wiślany. Tradycję budowy łodzi drewnianych oraz żeglugi wiślanej przybliżyli Józef Ratajczak i Matylda Wejtman.

Józef Ratajczak wraz z Jarkiem Kałużą są twórcami inicjatywy Królewski Flis na Wiśle – płynęli Wisłą od jej ujścia do Gdańska, odkrywając zapomniany świat tej rzeki. Ratajczak zaczął badać ten świat: jak wyglądała historia spływów Wisłą, czemu się od nich odeszło, dlaczego nie wszędzie da się już przepłynąć? W tym celu zaczął kontaktować się z ludźmi, którzy niegdyś pływali królową polskich rzek. Zbierał ich relację, dowiadywał się, jak kiedyś „czytano wodę” czy budowano własnoręcznie łodzie.

- Staraliśmy się to kontynuować. Budować jednostki. W tej chwili pływa ich już kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt jednostek budowanych wedle tej tradycji, którą nam udało się uchronić przed zapomnieniem i odejściem wraz z ludźmi – mówił Józef Ratajczak. – Łodzie budowano jako jednostki użytkowe, coś, co miało na siebie zarabiać. Budowano je, gdy nie było jeszcze masowego transportu jak kolej czy samochód. Przetransportowanie dużego transportu soli czy węgla wymagało zbudowania jednostki, która to przewiezie. Kiedyś, z racji potrzeby, były na to pieniądze. Dziś sfinansowaliśmy wszystko sami. Jednak wymaga to sponsorów lub pieniędzy publicznych. To, że pojawiła się potrzeba dokumentowania niematerialnego dziedzictwa, pomaga w zorganizowaniu tego typu szalonego przedsięwzięcia.

Matylda Wejdman z fundacji Osada nad Wislą mówi o Wiśle nie jako o rzece, a o… wiosce. „Wisła to najdłuższa wioska w Polsce”, rozciągająca się od Oświęcimia po Gdańsk. Skupia wokół siebie nietuzinkową społeczność, ludzi komunikujących się ze sobą i wymieniających doświadczenia – od budowy łodzi, poprzez rozumienie warunków atmosferycznych na koleżeńskich stosunkach kończąc.

- Kto raz wsiądzie na drewnianą łódź, rzadko kiedy chce z niej szybko wsiąść. Szybko wraca na Wisłę, bo jest niesamowita. To jedno z najdzikszych miejsc w Polsce. Płynąc Wisłą nie spotykamy niemalże nikogo, tylko dzika przyroda. Są tam łachy piasku nietknięte ludzką stopą. A i przestrzeń drewnianej jednostki jest miejscem niezwykłych spokań! Miejscem muzykowania, poznawania siebie w trudnych warunkach. Przepłynięcie Wisły spaja ludzi na bardzo długi czas! – Mówiła Matylda Wejdman.

- Wszystko zaczyna się od Flisu Królewskiego, który startuje w ostatnią sobotę kwietnia. Czasem symbolicznie spławiamy jakieś towary, jak sól, węgiel czy zboże – dodał Józef Ratajczak – Wisła była jedyną możliwą drogą transportowania towarów do Bałtyku aż do połowy XIX w., kiedy pojawiła się kolej. Dziś rzeka nie ma już tego znaczenia gospodarczego i nigdy go nie odzyska. Natomiast jednostki, które kiedyś woziły węgiel, sól czy zboże, dziś wożą pasjonatów, którzy chcą przez chwilę być w dzikiej, nieskażonej przyrodzie.

Fundację Osada nad Wisłą łatwo znaleźć w Krakowie od maja do końca listopada, na symbolicznej wręcz przystani na Salwatorze. Dawnej przystani flisackiej. Flisacy to inaczej Włóczkowie krakowscy (nazwa od „włóczenia drewna po wodzie” czyli spławiania go). Muzeum Miasta Krakowa pozwala fundacji trzymać swoje jednostki właśnie w okolicy dawnej siedziby Włóczków.

***

Tytuł audycji: Źródła

Prowadził: Piotr Kędziorek 

Data emisji: 29.10.2021

Godzina emisji: 15.15