To odbijało się też na zarobkach. Skrzypek dzielił się po równo z harmonistą, a bębnista dostawał trzeci grosz… A czasem, to bębnisty w ogóle nie było – zapraszało się kogoś z weselników, który „przyśtukał” za kieliszek wódki.
Andrzej Bieńkowski przysłuchiwał się ostatnio doskonałym bębnistom. Dlaczego by o nich nie opowiedzieć, nie oddać należytego szacunku dla nich jako muzyków właśnie? Bęben był często nieodzownym komponentem kapeli. A i style bębnienia w zależności od regionu i konkretnego bębnisty znacząco się różniły. Ale były i takie miejsca, gdzie bębnista nie występował wcale.
- Zdałem sobie sprawę, że w ogromnej części Polski w ogóle nie było bębna. Na przykład w dużej części Podlasia – mówił Bieńkowski. – Wspomnijmy Antoniego Nowickiego, który zmarł kilkanaście dni temu. Był prawdziwym weselnym skrzypkiem podlaskim.
Gdzie jeszcze w ogóle bębna nie było? Andrzej Bieńkowski wymienia: Rzeszowskie, cały łuk karpacki, Wielkopolska. Gdzieś już za Kielcami bęben się kończy.
- Posłuchajmy kapeli Dudków ze Zdziłowic, to lubelskie, Roztocze. Tam pan Chmiel był bębnistą, bębniącym na małym bębenku. Robił to świetnie.
Z kolei u Kajoków (na północ od Przysuchy) grał na skrzypcach Józef Piecyk, jeden z uczniów Kędzierskiego. Gra Piecyka charakteryzowała się niezwykłym rubatowaniem i wyciąganiem taktu. Jak radził sobie z tym bębnista?
Słuchaliśmy także Walentego Mireckiego (skrzypce), Jana Sadowskiego (bębenek) i śpiewaczki – Krystyny Ciesielskiej. Walenty Mirecki był strażnikiem pamięci. Kiedy wiejskie wesela przechodziły już na muzykę elektroniczną, pan Walenty zawsze miał ze sobą skrzypce, na których grał, gdy cichło disco polo.
***
Tytuł audycji: Źródła
Prowadził: Andrzej Bieńkowski
Data emisji: 12.09.2023
Godzina emisji: 15.15