Bohaterami naszego cyklu byli muzykanci, śpiewacy i – po prostu – mieszkańcy Brazylii, dla których polskie pochodzenie jest ogromnie ważne. W ostatnim odcinku odwiedzamy dwa miejsca – Kurytybę, stolicę stanu Parana liczącą ponad trzy miliony mieszkańców oraz schowany głęboko na prowincji 5. „wisjonał” koło kolonii Santana.
Casa da Cultura Polônia Brasil
Kurytyba jest stolicą polskiej emigracji do Brazylii. Pod koniec XIX wieku, kiedy uzyskała niepodległość, rozpoczęła się „brazylijska gorączka”. W tym czasie do Parany tłumne zaczęli zjeżdżać się Polacy. A w Kurytybie założono kilka towarzystw i ośrodków zrzeszających emigrantów z Polski. Jednym z najstarszych i działającym do dziś jest Casa da Cultura Polônia Brasil – polski dom kultury w Kurytybie. W stolicy Parany spotykamy się z Joao Ćwiklińskim i Raimundo Karwowskim. Ćwikliński jest dyrektorem polskiego domu kultury. Wraz z nim i panem Karwowskim wyruszamy na szybki spacer po tym miejscu. Także muzyczny!
- To miejsce powstało 15 czerwca 1890 rok. Tutaj jest głównie nauka języka polskiego i różne imprezy, które należą do kalendarza polskiego, nieraz religijne, ale i cywilne – wskazuje Karwowski.
Raimundo Karwowski urodził się już w Brazylii. Jego rodzice przyjechali tu z województwa podlaskiego. Historia rodzinna zatoczyła koło – córka naszego rozmówcy zamieszkała w Polsce. Wcześniej uczyła się języka polskiego właśnie w Casa da Cultura Polônia Brasil. Czy dużo osób przychodzi w tym momencie na lekcje języka? Nie bardzo dużo, ale wciąż naucza się na kilku poziomach zaawansowania, odpowiada Karwowski.
- Na tej sali wiszą portrety Tadeusza Kościuszki i Edmunda Saporskiego, ojca polskiej emigracji do Brazylii. A na piętrze mamy swoją bibliotekę, z której można wypożyczać polskie książki – mówi dyrektor ośrodka, Joao Ćwikliński. Jego rodzice przyjechali do Brazylii po II wojnie światowej. Wczesniej byli wysłani na roboty przymusowe do Niemiec. Po wojnie zdecydowali się na emigrację.
W czasie poszczególnych imprez organizowanych przez dom kultury polskiej można usłyszeć muzykę tradycyjną (choć Raimundo Karwowski wskazuje, że nie zdarza się to zbyt często).
- To takie muzyki starodawne. Takie, co imigranci przywieźli jeszcze przed wojną i do dzisiaj grają te same muzyki. To są takie muzyki, co już Polacy nie znają więcej w Polsce, ale tutaj dalej się gra – mówi Karwowski.
W Kurytybie działają także zespoły ludowe. Nasz rozmówca wymienia dwa największe – Wisłę i Junaka – mówiąc, że w wielu regionach w Brazylii skupiających polskich osiedleńców, znaleźć można zespoły pieśni i tańca.
Polscy badacze grają muzykę w Casa da Cultura Polônia Brasil
5. „wisjonał” skryty w brazylijskiej głuszy
„Najlepiej zachowany język polski, który udało mi się usłyszeć podczas naszego pobytu, usłyszałam w domu państwa Gajasów”, wspomina Magdalena Tejchma. Piąty „wisjonał” (port. vicinal), który możemy przetłumaczyć jako przysiółek, w gminie Cruz Machado jest trudno dostępny i odludnym miejscem. Państwo Aniela z d. Miłos (ur. 1940) i Aleksander (ur. 1936) Gajasowie mieszkają tam od przeszło 60 lat. Rozmawiamy o tym, że „kiedyś to były czasy”, ale i ciężkie warunki życia na koloniach.
Czy w tej okolicy jest wielu Polaków? Pani Aniela odpowiada pewnym tonem:
- Same Polaki! Tylko nie mówią po polsku. Brazylianom się sprzedały. Kiedyś to choć było wesoło. Wszędzie po polsku śpiewały, modliły się. A teraz jak człowiek wyjdzie, to się boi. Przychodzą złodzieje, pijani… Ale ja się nie boję, bo Bóg ze mną jest. Różaniec odmawiam – po polsku, i modlę się i czytam po polsku.
Do Brazylii zjechali dziadkowie pani Anieli. Jeszcze jako panienka mieszkała na kolonii czwartej, kilka kilometrów od obecnego domu. Czasy młodości wspomina jako trudne – woda była daleko, w lesie rosły badyle i nie było czym karmić świń. Nie było światła. „Teraz ludzie to w niebie mieszkają! – podkreśla pani Aniela – światło w kuchni mają i w korytarzu…”. Na 5. „wisjonał” prąd doprowadzono około 40 lat temu.
- Dawniej to zakopana po głowę w ziemi byłam – śmieje się pani Aniela i wymienia: – Sadziliśmy ziemniaki, sialiśmy soczewicę, fasolę… Mieliśmy zwierzęta bydło, konie, barany, kozy, świnie i koty, i psy. Wszystkiego było i roboty do licha było!
Żeby gdzieś się dostać najczęściej po prostu się szło.
- 63 lata jesteśmy po ślubie. Ksiądz, taki co już nie żyje, to miał „żipa”. Więcej to nikt żadnego „kara” nie miał. My się żenili, to my na koniach pojechali. Ja zmokłam jak pies! – śmieje się Aniela Gajas.
- To dopiero o piątej godzinie się słońce pokazało. A lało jak z kubła! – podchwyca pan Aleksander Gajas i rozpoczyna historię o muzyce tradycyjnej…
Rodzina Gajasów z 5 vicinal k. kolonii Santana (Cruz Machado)
***
Tytuł audycji: Źródła
Prowadziła: Magdalena Tejchma
Data emisji: 25.04.2024
Godzina emisji: 15.15