- Z moich badań wynikało, że najwięcej harmonistów było w tym, co ja nazywam „szarą strefą”, czyli ta strefa styku dwóch kultur: radomskiej i opoczyńskiej. To dość rozległa strefa. Radomskie słynęło muzyką harmoniczną dużo bardziej niż opoczyńskie – zaczyna swoją opowieść Andrzej Bieńkowski.
- Pierwszy harmonista, Władysław Adamus, mieszkał pod Drzewicą. A w Drzewicy był zakład Gerlacha. Zatrudniał parę tysięcy osób i praktycznie wszyscy muzykanci z okolicy pracowali właśnie tam. Bo to już były czasy, kiedy muzykant nie wyżył z samego grania. Musieli dorabiać i byli chłoporobotnikami klasycznymi, plus – grali wesela.
I tak, dzięki peerelowskiej korupcji, mogła istnieć tradycja weselna. Dlaczego? Pod koniec lat 40. wesela odbywały się z niedzieli na poniedziałek. A w poniedziałek – do roboty. Jeśli się nie przyszło to albo po premii, albo wynocha. Utarł się obyczaj, że się szło do brygadzisty i mówiło się: ja mam granie, a on mówił: no dobra tylko pamiętaj o mnie. Stawka była wiadoma: pęto kiełbasy i pół litra. A pół litra to było coś! Wtedy na pół litra trzeba było całego dnia pracy!
Drugi harmonista, Stanisław Borowiecki, jest bardzo ciekawy etnograficznie. Był harmonistą, który grał z Janem Boguszem, czyli kajockim skrzypkiem. Był rzeczywiście rozdarty pomiędzy graniami na weselach w radomskim, a potem – pracowaniem w szkole w Lipinach – gdzie chciano, by grał po opoczyńsku.
Kapela Edwarda Krzysztofika spod samego Opoczna. Harmonista niekoniecznie miał stałego skrzypka. Czasami było tak, że pan młody zamawiał harmonistę, pod warunkiem, że zagra z danym skrzypkiem. Muzyka harmoniczna już była uproszczona w stosunku do tej skrzypcowej i oni się jakoś zgadzali.
Mieczysław Pielarz był instruktorem zespołu folklorystycznego w zakładzie Gerlacha. Pytałem go, kogo wybiera do zespołu. Eliminował każdego grającego w dzikiej tonacji, w nietemperowanych skalach. W nagraniu Pielarza usłyszeć można charakterystyczny motyw stukania smyczkiem w skrzypce. To charakterystyczne dla momentów ekstatycznych, kiedy skrzypek chciał pokazać swoją wirtuozerię: tłucze w skrzypce, a jednocześnie nie gubi rytmu. Jedynie kilka razy udało mi się to nagrać, a to bardzo było wysoko cenione – wspominał Andrzej Bieńkowski.
Adolf Żytny trochę grał w młodości, a potem pojawiła się podstawowa blokada w postaci żony. Gdy do niego przyjechałem długo już nie grał. Musiałem się nagimnastykować, by szanowna małżonka się zgodziła.
Wszystko, co miłe, kiedyś się kończy. Jak skończyły się harmonie? W latach 50. pojawił się akordeon. Wraz z nim przyszło młode pokolenie, które miało inne wymagania. Takim akordeonistą, który im podołał był pan Ignacy Wolski z Kraśnicy. Spowodował rewolucję, bo wszystko to, co te pokolenia sobie wypracowały piłowaniem basów, poszło w diabły. W jeden sezon Wolski wykosił wszystkich archaicznych muzykantów.
Św. Franciszek zupełnie inny w kulturze ludowej
Ponieważ na 4 października w kościele katolickim przypada dzień świętego Franciszka z Asyżu w drugiej części audycji o ludowych hagiografii i ikonografii Franciszek opowie Łukasz Ciemiński.
POSŁUCHAJ:
YouTube, RCKL
***
Tytuł audycji: Źródła
Prowadzili: Andrzej Bieńkowski i Piotr Dorosz
Data emisji: 4.10.2024
Godzina emisji: 12.00
mg