Polacy w Brazylii seria I
Polska historia w piosenkach braci Szymanek
Gauchos to poganiacze bydła, pasterze owiec, wyborni konni jeźdźcy, którzy przemieszczają się po trawiastych równinach (pampach) Argentyny, Urugwaju, a także południowego skrawka Brazylii. Ich muzyka oparta jest o akordeon (zwany gaita) i śpiew (trova). Bracia Szymanek mieszkający przy linii Guarapuava doskonale znają muzykę gauchos, ale dopisują do niej swoje teksty - rozbudowane opowieści o drobnych i wielkich sprawach, które nadają sens i bieg ich życiu. [Muzyka Zakorzeniona]
YouTube, Muzyka Zakorzeniona
Odwiedziliśmy braci Szymanków po roku. Było to bardzo wzruszające spotkanie – wspomina kolejną wizytę u muzykujących braci Magda Tejchma. Co zmieniło się u naszych bohaterów przez ostatni rok?
- Tak, żeby zmiana, to nie da zauważyć wiele – mówi Polan Szymanek, pytany, co zmieniło się przez rok od ostatniej wizyty polskich badaczy. – Jesteśmy bardzo zadowoleni, żeście wrócili do nas. Pracy jest dużo, ale ten dzień, więcej warty dla nas, jak praca będzie.
- Trudno uwierzyć, że ktoś przejechał Ocean, żeby nas tu w Brazylii odwiedzić – dodaje Miguel Szymanek. – Jesteśmy bardzo wesołe, że to dało się spotkać jeszcze raz.
W kolonii (linia Guarapuava, municipio Cruz Machado, jak przedstawili to miejsce bracia), nasi bohaterowie mieszkają od dziecka. Tu mieszkała ich babcia, urodziła się ich matka i bracia Szymanek.
- Oni na tym okręcie przepłynęli z moim pradziadkiem – wspomina losy babci jeden z braci. – I ona zawsze nam opowiadała, jaka to była ta ich jazda. Jak oni ucierpieli, jak dojechali tutaj do tej Brazylii, do tej Cruz Machado. To bardzo było trudno w tamte czasy – nie było niczego. Oni trafili do lasów i rząd ich opuścił tutaj. Tyle tych rodzin przywieźli. I zostawili ich prawie bez niczego. Straszne choroby były w tym miejscu, bardzo dużo ich się wymarnowało, tych Polaków. Później kto mógł, to poszedł szukać sobie miejsca. Mieszkali naprawdę w tych domkach z paproci i się marnowali. Nie było doktora, nie było niczego. Było bardzo trudno.
Pamięć po babci braci Szymanek przetrwała w piosence, którą napisali. Spisali w niej to, co babcia opowiadała.
Jestem wnukiem emigrantów
Mieszkam sobie tu, w Paranie,
Sobie pracuję i śpiewam,
Lubię bardzo polskie granie…
- A nasze piosenki to są różne. O stworzeniu jest, co my pracujemy tutaj, jak się co robi, o naszych rzeczach rozmaite są. – mówi Miguel Szymanek.
Polan Szymanek wskazuje, że brat ma lepszą głowę do piosenek. To Miguel ułożył ich więcej.
- Jak byłem młodszy, to nie miałem wcale czasu. Miałem rodzinę do wychowania i nie miałem tego czasu, żeby układać piosenki. Dopiero, jak moje ojcowie się zabrali. Ja wiedziałem, że to bardzo podupada ta polskość. Tak w moim sercu było, że trzeba by to podtrzymać. I spróbowałem. Ułożyłem to jedne, to drugie takie. Się zdawało, że to mało warte, ale nareszcie komuś się podobało. I tak pomalu złożyłem sobie parę. Sami dla siebie najprzód (śpiewaliśmy). I to nawet inne krytykowali nas i się śmieli z tego. Ale, jak myśmy nagrali trochę, to i na radia poszło, i coraz dalej! Ludzie, inne płakali z uciechy, takie starsi, co znali te historie, to płakali z uciechy! I to zostało tak przyjemno – wspomina Miguel Szymanek.
O cym jeszcze śpiewają i grają Polan i Miguel Szymanek?
Magda Tejchma pamięta ich utwory z pierwszej wizyty – o lokalnych zabobonach, o papieżu Polaku…
- My bardzo lubimy się modlić, nawet dosyć dużo – przyznają bracia. – Śpiewamy w kościele na mszach. Lepiej się czujemy, jak się pomodlimy. „Bez Boga, ani do proga”.
Miguel, czyli Michał (1959) i Polan Szymanek (1961) wspominają, że po przyjeździe do Brazylii ich babcia nauczyła się kilku słów, mama także „mówiła licho”. Bracia w domu rodzinnym mówili po polsku, brazylijski poznali w szkole. A w okolicy „zawsze byli jakieś Brazyliany” i z nimi można było podszkolić język. Dzieci Szymanków też mówią po polsku – wnuki – już tylko trochę, bo wżeniły się w brazylijskie rodziny.
***
Tytuł audycji: Źródła
Prowadziła: Magdalena Tejchma
Data emisji: 6.02.2025
Godzina emisji: 12.00
mg