Stanisław Styrczula-Maśniak urodził się w Kościelisku, na Kierpcówce. Od małego podsłuchiwał muzykantów, wykorzystując do tego każdą wolną chwilę. W czasie okupacji zaczął paść owce na hali. Tam grał z kolegami juhasami na skrzypcach. Od tego czasu coraz bardziej pociągała go muzyka góralska, rozmiłował się także w naturze gór. „Na hali człowiek jest swobodny!” - mówił. W wieku 16 lat chodził już „po muzykach”, ucząc się gry. W czasie wesel wymykał się z domu i biegł pod okna, podsłuchiwać lepszych muzykantów np. Nędzę-Chotarskiego czy Szczepaniaka.
Nuty góralskie same przychodzą do głowy. Taniec i muzyka musi być we krwi! Zapisać można, ale to nie będzie to samo. Stanisław Styrczula-Maśniak
- Nuty góralskie same przychodzą do głowy. Taniec i muzyka musi być we krwi! Zapisać można, ale to nie będzie to samo – taka muzyka zapisana przez kompozytorów. Bo każdy gra inaczej – ozdabia nutę, nie ozdabia. Nie wiadomo, która piękniejsza – mówił Stanisław Maśniak.
Stanisław Maśniak przybliżył także specyfikę poszczególnych nut góralskich, każdą ilustrując grą na skrzypcach. I tak np. „ozwodne” gra się na wstęp tańca góralskiego, ale i...
- Jak idziemy na wesele, nie wiadomo, czy pani młoda już ubrana, to pomału ciągniemy taką nutę – tłumaczył skrzypek – A „wierchowa” wzięła się stąd, że, jak wychodzimy na wierch, na wierchu staniemy, to zagramy nutę w takiej tonacji, żeby nas dziewczyny w dolinie usłyszały. Są to melodie na wysokich tonach, daleko je słychać.
Słuchacze podcastu poznają także odpowiedź na pytanie: „czemu każdy góral, jak gra, to „cupka” (przytupuje).
Kolejnym bohaterem audycji był Marian Styrczula-Maśniak – stolarz, lutnik, prymista, instruktor i założyciel zespołów góralskich. Przez lata filar kapeli Maśniaków. Budował skrzypce, złóbcoki, basy, piszczałki, dwojnice. W rozmowie z Polskim Radiem przybliżał tajniki lutnictwa.
- Spód, boki i główka skrzypiec są z jawora. Wybiera się ładne drzewo, żeby miało takie „baranki”. A góra to musi być świerk albo jodła. Świerk jest szlachetniejszy, jodła – nośniejsza. U nas skrzypce, po dawnemu, nazywają się „gęśle”, a to, co teraz przyjęło się jako „gęśle”, u nas nazywało się „złóbcoki”.
U nas skrzypce, po dawnemu, nazywają się „gęśle”, a to, co teraz przyjęło się jako „gęśle”, u nas nazywało się „złóbcoki”. Marian Styrczula-Maśniak
W 2010 roku odbył się koncert muzyki Podhala, w którym udział wziął Tadeusz Styrczula-Maśniak. Ten doskonały basista, śpiewak i tancerz odszedł 14 października br. W czasie wspomnianego koncertu opowiadał o tym, jak dawniej muzykowało się na Podhalu.
Rodzina Styrczuli-Maśniaków była szalenie muzykalna. Grał ojciec, wujek, najstarszy z braci uczył się snycerstwa jeszcze przed wojną, a był tam rozkochany w góralszczyźnie profesor Bednarz, który nie tylko uczył ich stolarki, ale i podstaw lutnictwa i gry. Jeszcze w latach pięćdziesiątych, gdy nie wszędzie na Podhalu był prąd, większość prac gospodarskich wykonywało się ręcznie. Do pomocy zbierała się cała rodzina i sąsiedzi. Ponieważ muzyka była nierzadko formą zapłaty za wspólną pracę przy gospodarstwie, Maśniakowie grali coraz częściej. Wreszcie stali się muzyczną wizytówką Zakopanego, uświetniając nie jedno wydarzenie góralską nutą. Zespół został powołany w późnych latach 60. przy Związku Podhalan jako „Ludowy Teatr Ziemi Podhalańskiej”, następnie jako ZPiT „Maśniaki”. Kapela zjeździła całą Europę, wyjeżdżała też za ocean. Gdy Marian Styrczula-Maśniak w latach 80. wyjechał do USA, kapela zawiesiła działalność.
***
Tytuł audycji: Źródła
Prowadziła: Magdalena Tejchma
Data emisji: 19.10.2020
Godzina emisji: 15.15
mg