Henryk Kretowicz z Głogowa Małopolskiego urodził się w 7 września 1913 roku we wsi Widełka w powiacie kolbuszowskim. Od dziecka lubił słuchać gry wiejskich muzykantów i wreszcie sam nauczył się grać na skrzypkach od wiejskiego grajka mieszkającego w jego rodzinnej wsi.
Słynął nie tylko z tego, że gra, ale i ż zbiera najstarsze utwory i tańce rzeszowskie, żeby je ocalić od zapomnienia. - Chodzę sobie po tych starszych, tańców szukam, zbieram to wszystko, spisuję, i nadaję, żeby po mnie została jakaś pamiątka, żeby moje wnuczki coś po mnie miały zapamiętały - wspominał w archiwalnej rozmowie, którą nagrał z nim Marian Domański. - W mojej okolicy kilkanaście wiosek, i kilkanaście kapel, dobrze grali! A teraz wszystko zaginęło! Wszystko ginie... - ubolewał artysta.
Czasy wojenne i trudne warunki ekonomiczne zmusiły go w latach 30. do wyjazdu do Francji, gdzie podjął pracę zarobkową. Jego miłość do muzykowania nawet za granicą dalej się rozwijała, we Francji nauczył się grać na akordeonie i saksofonie, grał na weselach, przeważnie polskich. Do Polski wrócił dopiero latach 50. Wówczas kupił dom w Głogowie Małopolskim i zamieszkał w nim wraz z całą rodziną, którą także zaraził miłością do muzyki. Po powrocie był filarem rodzinnej kapeli Kretowiczów, ale i rzeszowskiej kapeli stworzonej przez Jana Robaka w latach 60. W latach 1981-1991 Kretowicz rokrocznie występował na Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu, zdobywając wysokie miejsca na podium. Jego repertuar składał się przede wszystkim z melodii lasowiackich i rzeszowskich. Obecnie melodie po Kretowiczu gra m.in. Kapela Brodów.
- Przed wojną było ciężko, nas było w domu ośmioro dzieci. O instrument było bardzo trudno, ale jakieś skrzypce się dostało. Później mi się spodobał klarnet C, bardzo dobrze mi się na tym grało, ale skrzypce to pierwszy instrument. Nut mi nie trza było. A jak miałem 12, 13 lat to zacząłem chodzić na wesela! Co tydzień były, tylko inne niż teraz, trzy, cztery dni trwały! Jedno w mrozie 35 stopni, ale człowiek nie czuł, a w domu to taka para była, że człowiek człowieka nie zobaczył. To były piękne wesela - wspominał.
Wyjechałem z granicę do Francji, ale z instrumentem się nie rozstał. Założył tam nowy zespół, z którym bardzo dużo grał, bo polskie melodie miały tam ogromne wzięcie. O polskich weselach krążyły tam legendy!
W nagraniu wspominał także muzykę żydowską, którą z wielkim zapałem starał się zachować, basy, które w jego rodzinie były długo, a mogły mieć nawet 170 lat (sic!), a także dziadka, który był wziętym w okolicy cieślą i budowniczym.
Artysta marł 6 sierpnia 2003.
***
Tytuł audycji: Źródła
Rozmawiał: Magdalena Tejchma
Data emisji: 22.07.2021
Godzina emisji: 15.15