"Uroboros" Pawła Szamburskiego

Ostatnia aktualizacja: 26.08.2021 16:00
Znany m.in. z Bastarda Trio czy wytwórni LADO Paweł Szamburski dopiero co wydał swoją drugą solową płytę! „Uroboros” to odwołanie do najważniejszych rytuałów przejścia w cyklu życia człowieka. 
Audio
  • "Uroboros" Pawła Szamburskiego (Dwójka/Źródła)
Paweł Szamburski
Paweł SzamburskiFoto: Grzegorz Śledź/PR2

- "Uroboros" to przełożenie pętli czasu, pętli powstawania, w moim przypadku dźwięku, wszystkich artefaktów muzyki. Zaczynam narodziny od wdmuchiwania powietrza, rozedrgiwania stroika, wydobywania pierwszego dźwięku, potem dwu- i trzydźwiękowej harmonii, zagęszczania rytmu. To wszystko jest w pętli. Z tym kojarzy mi się Uroboros. Ale to też konkretne odniesienie symboliczne do wiecznej pętli życia i śmierci, umierania – powstawania, narodzin – destrukcji; wieczności.  Paweł Szamburski poprzez dźwięki chciał pokazać trzy naczelne elementy przejścia, procesy przemiany w cyklu ludzkiego życia. Narodziny (gdzie przebija się motyw ludowej kołysanki), życie, a przede wszystkim wesele, które jest także pożegnaniem młodzieńczych swawoli i przygotowaniem na nieuniknione (tu usłyszeć można ludowe melodie Lubelszczyzny) i śmierć (pieśni żałobne) – która jest pożegnaniem, ale i otwarciem na nowe.

- Przy narodzinach jest to powstawanie dźwięku. Przy narodzinach mogłem zaobserwować ten biologiczny, fizjologiczny, transowy proces, w którym jest kobieta. Nie chciałem uzurpować sobie do niego prawa, ale pokazać to, co mogłem zaobserwować. Na przykład zagęszczanie się skurczów i gestów. Aż do porodu, symbolicznego, który jest kołysanką. A do kołysanki odnoszę się w trakcie tej kompozycji, cytując fragmenty melodii śpiewanej przez Józefę Albiniak. Następnie mamy życie. Chciałem zagrać jest „”sucho” na klarnecie B. W gnostycyzmie życie związane jest z walką. Człowiek od narodzin jest wrzucony w rodzaj pułapki miedzy żądzami duchowymi a cielesnymi. Na styku tej walki rozgrywa się dramat życia. A ja walczę ze sobą, zadając sobie trudne technicznie rzeczy. Próbowałem wejść w bardzo realistyczny kontakt z emocjami: ze zdenerwowaniem, próbą wydobycia się. To jest bardzo długi utwór. W rezultacie kończy się oryginalną melodią utworu „Po boru chodziła” zespołu Jarzębina z Kocudzy. To jest ta iluminacja, wreszcie udaje się uwolnić. A uwalniamy się do ostatniego elementu: do procesu śmierci. Jest on odwróceniem porządku narodzin. Zaczyna się pełną gamą barw i zaczyna się rozpadać, słabnąć. Po czym wpada w rodzaj ambientu, którym zaczyna się cały album.

Kompozycje zaczyna i kończy odgłos tykającego zegarka. Dla Szamburskiego to ważny i bardzo osobisty element. Znak czasu, znak pamięci. Ten zegarek stał na szafce nocnej matki muzyka.

- Najprawdopodobniej przy tym zegarku byłem niańczony, być może pamiętam go jeszcze z okresu prenatalnego. Zegarek oczywiście znamionuje czas. Ale też tykanie zegarka, muzycznie, stanowi dla mnie metronom – mówił artysta.

Niełatwo opowiedzieć o cyklu życia. Jak mówił Szamburski, sporo czasu zajęło mu znalezienie odpowiednich środków przekazu. W ostateczności utwory zostały odarte z efekciarstwa: postprodukcji, tracków nagranych w studiu. Obecna forma „Uroborosa” jest zdecydowanie najbliższa szczerości przekazu, którą chciał osiągnąć muzyk. Jednak, jak zwraca uwagę Szamburski, to nadal proces.

- „Uroboros” jest płytą bardzo poważną. Te wesołe rzeczy jakoś przeze mnie nie przechodzą. W molowości odnajduję więcej prawdy i głębi przekazu. Wszystko, co mnie pociąga, jest molowe. Tak było zawsze. Ale w związku z tym jest to szczere. Nie będę udawał wesołka, może jestem nim w życiu, ale w muzyce nie będę kimś, kim nie jestem.

O ile poprzedni solowy album Pawła Szamburskiego – „Ceratitis Capitata” – jest bardzo surowy w środkach (artysta gra tam jedynie na klarnecie), w „Uroborosie” muzyk sięga po więcej środków.

- W „Ceratitis Capitata” chciałem podotykać muzyki 5 religii basenu morza śródziemnego. W muzyce liturgicznej panuje absolutna czystość i gładkość przekazu. Jest w tym mistyczność i modlitwa. Klarnet solo utopiony w pogłosie kościoła wydawał mi się wystarczającym narzędziem do przekazania takich medytacji o melodiach sakralnych. W „Uroborosie” poszedłem w muzykę ludową. Pojawia się w niej bęben, trans, tupanie, smyki. Harmonie są bardzo specyficzne w muzyce ludowej. Zawarta w niej prawda jest bliżej ziemi, bliżej życia. Wykorzystałem właściwie tylko jeden pogłos, notabene, nazywa się „Infinite mode”. W tym „pogłosie nieskończoności” włączasz klawisz i efekt zaczyna pracować sam ze sobą. Drugą rzeczą, której użyłem jest „loop”, zapętlenie, środek jakże zgodny z symboliką Uroborosa.

Płyta jest zawsze samotnią. Bez kontekstu ludzkiego. Paweł Szamburski

Ważną składową muzyki z „Uroborosa” jest… publiczność. Granie koncertów z publicznością to możliwość weryfikacji swoich przemyśleń, dowiedzenia się o sobie więcej, rozwoju.

- Płyta jest zawsze samotnią. Bez kontekstu ludzkiego. Tę płytę nagrywałem sam ze sobą. Nie było nawet reżysera dźwięku. Grałem sam dla siebie. Co nie było przyjemne. Dlatego też proces tworzenia „Uroborosa” był żmudny, mozolny. Niektórzy to lubią, lubią słyszeć ten trud towarzyszący procesowi powstawania. Ja nie. Wolę grać koncerty. I zapraszam na nie serdecznie. To jest miejsce, gdzie zachodzi proces, gdzie ta myśl się rozwija. Płyta jest jedynie artefaktem, jakimś zamknięciem w czasie tego procesu.

***

Tytuł audycji: Źródła

Prowadziła: Magdalena Tejchma

Data emisji: 26.08.2021

Godzina emisji: 15.15

mg

Czytaj także

Fado oznacza "przeznaczenie"

Ostatnia aktualizacja: 06.05.2021 16:10
- Kiedy od Michała Górczyńskiego usłyszałem, że można by zagrać fado z Bastardą, pomyślałem „o czym Ty mówisz, Michał??”, ale na zachętę wysłał mi dwa utwory solowe João de Sousa, nagrane od niechcenia komórką. I oniemiałem. Oczarował mnie totalnie intymnością, bliskością śpiewu, nieegzaltowanego. Bardzo czułego i pięknego. – mówił Paweł Szamburski, członek Bastarda Trio
rozwiń zwiń