Andrzej Budz z Dębna Podhalańskiego jest zdobywcą I miejsca w kat. solistów instrumentalistów na festiwalu w Kazimierzu w 2021 roku. Cztery lata temu był laureatem kazimierskiej Baszty – nagrody głównej na Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych. Jest multiinstrumentalistą (gra na dudach, piszczałkach pasterskich, ale i na skrzypcach czy basach) i twórcą instrumentów. Obecnie tworzy głównie piszczałki pasterskie, choć przygodę z budową zaczynał od... skrzypiec. Od najmłodszych lat uczęszczał do zespołów ludowych, jednak miłością do kultury tradycyjnej pałał od zawsze. Jak sam przyznaje – muzykę ma w genach.
- Czy instrumenty pasterskie są przeznaczone na scenę? Można by oddać tego ducha, tylko ja bym tam „za heblami” dodał trochę echa. Coby była ta przestrzeń. Jak ta przestrzeń jest, to zamykam oczy i słyszę, jakbym stał na hali. I jak słyszę to echo, robię taki uoddech. Dzięki temu się to tak bardziej uopowiada – mówił Andrzej Budz o graniu na instrumentach pasterskich w czasie przeglądu folklorystycznego. Muzyk, jak wspominał, gra powszechnie znane na Podhalu melodie. Miedzy innymi wierchowe.
- Wierchowa melodia, śpiewana na wierchu, donośnym głosem. I te melodie staram się przekładać na instrumenty. Gram je na „końcówce”, bo tak się nazywa piscałka. Końcówka bezotworowa albo wielkopopostna, to ten sam instrument. Ma tę jedną skalę i tego się nie da osukać. Nie da się inacej zagrać, tylko po góralsku. Dziś, jak kładzies młodzieży skrzypce do ręki, to ten czwarty stopień go gryzie, fałsuje mu, to chce to obniżyć, durowo zagrać. A te Bartusiowe [Bartusia Obrochty – red.] melodie racą wtedy sens – tłumaczył Andrzej Budz. – I te archaiczne melodie podhalańskie mają tę skalę, jak to niektórzy mówią „karpacką” z rym czwartym podwyższonym. I „góralska” skala z 7. obniżonym…
Jedną z końcówek Andrzej Budz wykonał na podobieństwo instrumentu z Muzeum Tatrzańskiego. To pamiątka po pewnym zbójniku – Janie Maciacie. Historię zbójnickiej bandy Andrzej Budz zna doskonale i chętnie podzielił się opowieściami o zbójnickich potyczkach i rycinach leśnika Blumenfelda w rozmowie z Kubą Borysiakiem.
- Dudy pożyczyłem dziś od mojego kumpla. Bo swoich jeszcze nie zdążyłem zrobić. Prowadziłem warsztaty budowy dud przy nowotarskim domu kultury. Niektóre grają naprawdę fajnie! Częsty problem to piszczałki. Ale my już wprowadziliśmy hybrydę, plastik. Trzyma higroskopijność. Jak drzewo dostanie wilgoci, o się obniża. Taka piszczałka też, jak jest ciepło czy zimno, to inaczej stroi. Te dudy mam od Bartka Marduły po Tomaszu Skupniu. Nie stroiły, zrobiłem z nimi porządek. Teraz gra to tak, jak powinno grać – mówił Andrzej Budz.
Tomasz Skupień był znanym na Podhale wytwórcą dud. Wieść niesie, że instrumentów spod jego ręki wyszło ok. 50. Jedna ze skupniowych kóz trafiła m.in. do Piotra Majerczyka, obecnie najpłodniejszego chyba twórcy dud podhalańskich. Wiąże się z tym ciekawa historia, którą przytoczył Andrzej Budz. Matka Piotra Majerczyka długo odkładała pieniądze na nową pralkę (a trzeba zaznaczyć, że działo się to w ciężkich czasach PRL-u, w Poroninie, gdzie mało kto mógł pochwalić się wysokimi zarobkami). Młody Majerczyk ubłagał matkę, by pieniądze na pralkę przeznaczyła na dudy od Tomasza Skupnia. Wierząc w talent syna, matka podarowała mu instrument. Nie żałowała. Niestety dudy przepadły na jednej z góralskich imprez. Wówczas żona Piotra Majerczyka zaczęła dopingować go, by sam zaczął budować instrumenty. Tak też się stało. Do dziś Majerczyk stworzył około 50 instrumentów. Wprowadził kilka innowacji, m.in. plastikowe stroiki, które trzymają strój piszczałek. Jego kozy są też nieco cichsze, dzięki temu jednak, jak zauważa Budz, można grać na nich cały dzień i człowiek się nie męczy.
Andrzej Budz jest nie tylko świetnym muzykiem. Jest także żywą kopalnią informacji o muzycznej kulturze podhalańskiej! Każdy instrument rozbiera na części pierwsze i potrafi opowiedzieć wszystko o jego konstrukcji. Od przygotowania i preparowania materiałów, poprzez technikę budowy, po samą grę.
W rozmowie usłyszeliśmy także o technice wyprawiania skóry na dudy podhalańskie czy wartości plastikowych stroików w nauczaniu młodych adeptów gry.
Stelios Petrakis to wirtuoz kreteńskiej liry i lutni. Być może nie zacząłby grać na instrumentach, gdyby nie… lokalna polityka. Będąc ówczesnym burmistrzem miasta, ojciec artysty posłał go do nowo powstałej szkoły liry, by dać przykład innym dzieciom.
Niemniej, Petrakis od dziecka był związany z lokalną muzyką tradycyjną. „Odkąd pamiętam, dorośli uczyli mnie mandynad rymowania dwuwierszy (często pełnych dwuznaczności). Nie znając znaczenia tego, co śpiewam, dołączałem do spotkań dorosłych, aby dodać własne małe rymowanki, sprawiając, że cała impreza wybuchała śmiechem”, wspominał. Stelios Petrakis należy do greckiej nowej fali muzyków tradycyjnych, jest także budowniczym instrumentów i producentem muzycznym. W audycji przedpremierowo posłuchamy nagrań najnowszego albumu Petrakisa pt. „Spondi”. Choć premiera odbędzie się dopiero w przyszłym roku, dzięki uprzejmości artysty kilku melodii słuchaliśmy już dziś.
***
Tytuł audycji: Źródła
Prowadził: Kuba Borysiak
Data emisji: 24.11.2021
Godzina emisji: 15.15
mg