Dyngusowe wspomnienia z Radomszczyzny i Kielecczyzny

Ostatnia aktualizacja: 10.04.2023 16:00
Dyngus! Co też się na wsi wówczas działo? Przekonajmy się, wybierając się w dźwiękową podróż na Ziemię Radomską. By usłyszeć dyngusowe piosenki i wspomnienia, zawitaliśmy m.in. do Gałek Rusinowskich, do zespołu „Zakukała Kukułeczka” oraz do... archiwum Polskiego Radia. 
Audio
  • Wielkanocne wspomnienia z Radomszczyzny i Kielecczyzny (Dwojka/Źródła)
Bekanntlich ist es am Ostermontag in ganz Polen blich, sich gegenseitig mit Wasser zu bespritzen.
Bekanntlich ist es am Ostermontag in ganz Polen üblich, sich gegenseitig mit Wasser zu bespritzen. Foto: pap

Mieszkańcy Gniewięcina mówili o wielkanocnych dziadach, a o chodzeniu z kurkiem – Józef Rosiński z Michowic.

- U nas po dyngusie chodziły. Cieszyły się, śpiewały, ale kołatały do chałupy tak mocno, że gospodyni musiała wyjść z jajkami i z plackiem. A jak nie wyszła to jabo szyby pobieły w oknach albo powywracały co. To już nie żarty beły, nie! A dziouchy to trzeba było oblać. Przecież oni czekali na to! Jak dziouchy nie oblali, to przecież nie będzie miała szczęścia!

W archiwalnych nagraniach Mariana Domańskiego usłyszeliśmy, jak chodzenie „za dyngusem” wyglądało na Kielecczyźnie.

- Aaa! Chodziłem po dyngusie! Miałem może ze 16 lat. Po wsi się szło i śpiwało. Taki wózek był, laleczki takie były, tańczyły na tym wózeczku. I taka sikawka była zrobiona, żeby dziewczyny zlewać. – wspominał jeden z rozmówców Mariana Domańskiego.

Kobiety po dyngusie nie chodziły, ale i nie czekały bezczynnie, aż zostaną oblane.

- Nieraz to i z 10 było. To już tych jajek zbrakło dawać! Dawałam jajka, oby mnie nie obleli! Bo to już Lany Poniedziałek był! Poszłam krów doić, widzę, leci, żonaty już mężczyzna i całe wiadro wody! A ja, niewiele myśląc, całe wiadro mleka na niego wylałam.

W Gniewięcinie (świętokrzyskie) popularne było malowanie dziadów. Na czym polegało? W archiwalnym nagraniu Piotra Gana jeden z mieszkańców wsi podaje przepis na najlepszy lakier do malowania:

- Brało się sadzy „spod blachy” i trochę oliwy. Rozrobiło się to, to był lakier niesamowity! Ani się to zabielić nie dało, bo oliwa wyszła na wierzch tłusta, ani zeskrobać, bo oliwa tłusta. To się malowało tylko u panny. Jak były starsze panny, to był wielki dziad. A u młodych, to małego dziada, my robili. Dziady malowałem akurat jak na święta było już pobielone. To było z Wielkiej Soboty na Niedzielę. To się malowało w nocy, żeby nikt nie przyuważył. Jak ludzie przychodzili rano z rezurekcji z kościoła, to było wszystko już pomalowane.

Ale Wielkanoc to także okres kolędowania! Kolędowania wiosennego. Jedną z popularnych jego form było chodzenia z konopielką lub kolędowanie wołoczebne. Wołoczebnikami byli jedynie mężczyźni. Zbierali się w nocy z niedzieli na poniedziałek i chodzili od domu do domu, śpiewając pieśni życzące. Zwyczaj przetrwał do dziś m.in. na Podlasiu. Tam usłyszeć można kompanię z Kalinówki Kościelnej z Knyszyna.

Dowiedz się więcej o innych obliczach kolędowania:

Opowiadają siostry Bogusława Grzywa i Barbara Kietlińska oraz Halina Kędziora, Maria Oracz, Marian Siwiec, Stanisław Piejak. Po sąsiedzku w Gałkach o dyngusie śpiewają uczennice Marii Siwiec – 14-letnie Lena Popińska i Agata Korycka.

- Małe chłopcy chodziły po dyngusie. Przeważnie dzieci chodziły z wieczora w niedzielę, a kawalerka późnym wieczorem czy nawet w nocy. Chodziła grupa chłopaków ze wsi, 10-15 chłopaków śpiewała dyngusa. W zamian dostawaliśmy dyngusa. Jedni dawali jajka, przeważnie jajka, jedni częstowali kiełbasą, kaszanką i plackiem. I bywało tak, że po kielichu też częstowali. Symbolicznie, po pięćdziesiątce, żeby nam się lepiej śpiewało. Wieczory były jeszcze chłodne, bo to przełom marca, kwietnia. – mówił jeden z mieszkańców Gałek.

- A jak byli my dziewcyny. To dawniej tam były takie „przycierki” na dworzu, co się pojeły krowy tam. To nieraz nas złapali i wsadzili do tej przycierki. Bo jak się kogoś dobrze zlało, to się zaraz człowiek ożenił! – wspominała gałecka śpiewaczka.

- A jak ktoś przyszedł z samego rana, a my jeszcze beli pod pierzyną, to pod ta pierzyną loły! Cało pierzyna była mokra, łóżko było mokre!

- Rano, tam, gdzie były dziewuchy, to chodziły chłopaki oblać. I zawsze kielicha dostały. Każdy postawi tam, gdzie były panny.

- każdy się bał tej wody! Ledwo się drzwi otwierało. Cała podłoga była zlana, korytarz, sień…

- A przeważnie tam, gdzie było dużo dziewuch! To i w sieni, i w izbie było zlane! Ale nikt się nie obrażał! Nikomu nie przeszkadzało! – wspominała Maria Siwiec.

- Teraz to by się każdy obraził, bo ma czyściutko, ładniutko…

- Było podkreślone to, że teraz jest czyściutko i jest ładnie. No, jest! Ale ja, jak chodziłem po dyngusie, a to było przeszło 50 lat temu, to też było czyściutko. Ludzie mieli na Święta zawsze świeżą pościel. Tylko, że było biedniej! – podjął jeden z rozmówców. – I było gościnnie i wesoło! Bez porównaniu do tych czasów!

A skoro Lany Poniedziałek, to i konopielki! Usłyszeliśmy je w wykonaniu Męskiej Kompanii z Kalinówki Kościelnej.

Ponadto grali i śpiewali: Stanisław Klejnas, kapela Metów, kapela Stefana Ostrowskiego z Gniewięcina

***

Tytuł audycji: Źródła 

Prowadziła: Magdalena Tejchma

Dat emisji: 10.04.2023

Godzina emisji: 15.00