Pożegnanie Andrzeja Kondratiuka rozpoczęła msza w Kościele Środowisk Twórczych w Warszawie.
Przed nabożeństwem odczytano decyzję prezydenta Andrzeja Dudy o przyznaniu reżyserowi pośmiertnie - "za wybitne zasługi w pracy artystycznej i twórczej" - Krzyża Oficerskiego Orderu Odrodzenia Polski.
Order rodzinie przekazał prezydencki minister Wojciech Kolarski.
Fot. PAP/Jakub Kamiński
"Przyjął na siebie taką rolę lekko ironicznego filozofa"
Homilię wygłosił ks. Andrzej Luter. Duchowny przypomniał, że urodzony w 1936 roku Kondratiuk kilka lat spędził na Sybirze. To było doświadczeniem, które - jego zdaniem - naznaczyło reżysera na całe życie.
- To tamte dramatyczne lata są kluczem do zrozumienia wyborów życiowych śp. Andrzeja - powiedział duchowny.
- Kochał przyrodę, naturę, przestrzeń. Kochał topole nad Bzowem, na które nie można było wchodzić, bo strażnicy od razu strzelali i podejrzewali - nie bez racji - że bezinteresownie nikt tego pola nie odwiedza - wskazał.
- Unikał zamkniętych przestrzeni, stąd pewnie to Bzowo, gdzie mieszkał wraz z żoną Igą i tworzył filozoficzne, refleksyjne, ciepłe i osobne filmy. Z kondratiukowym charakterem pisma, niepodrabialnym przez nikogo. Groteska, liryzm, żart i kosmos - oznajmił.
- Miał Andrzej swoje miejsce na Ziemi - dosłownie i w przenośni. To tam powstał "Gwiezdny pył", pełna poezji opowieść o dwojgu starych ludzi, którzy żyją w zgodzie z prawami natury. Film o miłości zwyczajnej i przyjaźni doskonałej - przypomniał ksiądz.
- Jest w jego filmach przewrotność i absurd, jest donkiszoteria i romantyzm. Filmy te przypominają nam ekumeniczną prawdę, że każda osoba przychodząca na świat przynosi ze sobą coś nowego, osobnego, co nigdy przedtem nie istniało - ocenił.
- Każdy człowiek jest nowym zjawiskiem w świecie i został powołany, by wypełnić swą jednorazowość na Ziemi. Najważniejszym celem każdego człowieka jest urzeczywistnienie swoich unikalnych możliwości - tych, których nigdy przedtem nie było i nigdy potem nie będzie - a nie powtarzanie czegoś, co ktoś inny, choćby nawet największy, kiedyś już zrobił - skomentował ks. Luter.
Podkreślił, że Andrzej Kondratiuk nie był podobny do żadnego innego reżysera.
- W ogóle nie przejmował się tym, co robią inni. Przyjął na siebie taką rolę lekko ironicznego filozofa, może nawet Kubusia Fatalisty, albo polskiego Sokratesa. Niewiele mówił, miał dystans do świata. Żył tak, jak chciał - zauważył.
Fot. PAP/Jakub Kamiński
Podsekretarz stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego Wanda Zwinogrodzka przeczytała list ministra kultury Piotra Glińskiego.
"Żegnamy dzisiaj znakomitego reżysera, scenarzystę, operatora filmowego, którego artystyczne dokonania zostaną na zawsze w naszej pamięci. Poza głównym nurtem polskiego kina tworzył artystyczne, osobne kino zmuszające do przemyśleń i refleksji.
Miał swój niepowtarzalny styl. Prezentował rzadką umiejętność twórczego mieszania realizmu z baśniową kreacją. W filmy wpisywał swoje życie, a także swoich bliskich, sąsiadów i zwierzęta" - napisał wicepremier.
"Kondratiuk realizując własny język kina pokazywał kontemplacyjne pojmowanie świata, specyficzny sposób przeżywania czasu. Z codziennych rzeczy potrafił wydobyć autentyzm i prawdę, tworząc przy tym niewiarygodne portrety psychologiczne bohaterów oraz starannie budując tło, na którym rozgrywały się jego opowieści" - wskazał prof. Gliński.
Reżyser został pochowany z honorami wojskowymi na wojskowych Powązkach.
Fot. PAP/Jakub Kamiński
"Zawsze byłem inny, trochę z boku"
Andrzej Kondratiuk urodził się 20 lipca 1936 roku w Pińsku. Studiował na wydziale operatorskim łódzkiej PWSTiF, oraz - przez krótki czas - również na wydziale reżyserii, wraz z młodszym bratem Januszem Kondratiukiem.
Początkowo realizował etiudy, filmy krótkometrażowe, okolicznościowe wydania Polskiej Kroniki Filmowej. Był autorem drukowanego w tygodniku "Przekrój" opartego na abstrakcyjnym humorze komiksu fotograficznego.
Był współautorem scenariusza do nagrodzonego w Krakowie i Oberhausen krótkometrażowego filmu Romana Polańskiego "Ssaki" (1962). W 1966 roku zrealizował dla TVP serial "Klub profesora Tutki", adaptację cyklu opowiadań Jerzego Szaniawskiego z Gustawem Holoubkiem w roli głównej.
Jego pełnometrażowym debiutem była "Dziura w ziemi" z Janem Nowickim (1970). W tym samym roku powstała też słynna komedia "Hydrozagadka", w której po raz pierwszy zagrała późniejsza żona reżysera, stała odtwórczyni ról w jego filmach i współtwórczyni dzieł Iga Cembrzyńska.
W 1973 roku wyreżyserował dwie komedie z udziałem legendarnego duetu: Jana Himilsbacha i Zdzisława Maklakiewicza - "Jak to się robi" i "Wniebowziętych".
Począwszy od "Gwiezdnego pyłu" (1982, Nagroda Specjalna Jury FPFF w Gdyni) Kondratiuk sam zajmował się nie tylko reżyserią i scenariuszem do filmu, ale bardzo często także scenografią, kostiumami, realizacją zdjęć, a czasem nawet muzyką i produkcją filmu. Sam też pojawiał się w swoich dziełach jako aktor.
Zrealizowane w 1984 roku "Cztery pory roku" przyniosły mu m.in. nagrodę Brązowe Oko Leoparda na MFF w Locarno. "Bing Bang" (1986) został z kolei nagrodzony Złotym Ekranem.
Za obraz "Wrzeciono czasu" (1995), scharakteryzowany przez samych twórców jako "film dla nielubiących krwi i przemocy na ekranie, zalecany od lat czterdziestu", reżyser otrzymał Nagrodę Specjalną Jury FPFF w Gdyni, Złotą Taśmę od Koła Piśmiennictwa SFP oraz Nagrodę Specjalną MFF o Miłości w Moskwie.
Film był kolejną, po "Czterech porach roku", częścią rodzinnej "sagi" Kondratiuków, której trzecią część stanowił zrealizowany w 1997 roku "Słoneczny zegar".
Zrealizował także m.in. filmy fabularne "Skorpion, panna i łucznik" (1972), "Pełnia" (1979), "Mleczna droga" (1990), "Córa marnotrawna" (2001), "Bar pod młynkiem" (2004) oraz "Pamiętnik Andrzeja Kondratiuka" (2006) oraz dwa krótkometrażowe filmy TV: "Ene...Due...Like...Fake..." (1991) i "Wesoła noc smutnego biznesmena" (1993).
"Zawsze byłem inny, trochę z boku. Jestem jak podróżnik z opowiadania Tołstoja, który bardzo tęsknił za ojczyzną" - mówił o sobie.
IAR, PAP, kk