177:31 2021_02_14 22_00_02_PR2_Wieczor_plytowy.mp3 WP #214 Walentynkowy Wieczór Płytowy z Yazoo i PJ Harvey (Wieczór Płytowy/Dwójka)
W każdą niedzielę późnym wieczorem słuchamy - razem z Państwem - najważniejszych płyt. Z namaszczeniem i pietyzmem - od początku do końca: strona A, strona B. A dopiero potem bonusy, konteksty, porównania, komentarze zaproszonych gości. Klasyka, jazz, rock, awangarda, elektro.
Tym razem były to:
- Yazoo - Upstairs at Eric's - 1982 Mute
- PJ Harvey - To Bring You My Love - 1995 Island
- fragmenty The Magnetic Fields - 69 Love Songs (Merge 1999)
W Dzień Zakochanych nie mogło zabraknąć piosenek o miłości. Elektryzujący duet Yazoo oraz intrygująca PJ Harvey - w takim towarzystwie spędziliśmy Walentynki. Zupełnie różne spojrzenia na miłość od tej szalonej po niespełnioną i przewrotną oraz poruszające teksty zachęciły Was do komentowania i aktywnego słuchania ostatniej audycji. Oto one:
Nie potrafię zabić w sobie ciekawości świata, ludzi i muzyki. Słucham teraz Yazoo i pomimo upływu tylu lat od powstania utworów tej formacji słyszę świeżość - fascynację muzyką twórców i wykonawców Yazoo. Poszukiwanie czegoś nowego w muzyce, rozumienie dźwięków, ich znaczenia. Ta muzyka jest bardzo przekonujące, te rozmowy inside and outside, śmiech. Bardzo pociągające, party , w którym chciałabym uczestniczyć, ile tam się dzieje. Ci ludzie są fascynujący, mają coś do powiedzenia. Chcę ich słuchać.
Bardzo dziękuję za tę płytę
Urszula
[…]Only You w wykonaniu Yazoo dotarł do 2 miejsca listy brytyjskiej, ale szczyt listy singlowej i dużo większą sprzedaż osiągnął cover Only You nagrany rok później przez grupę wokalną Flying Pickets. Także w Polsce wersja Flying Pickets na Liście Trójki radziła sobie dużo lepiej niż oryginał Yazoo. Na dodatek Only You w wykonaniu Flying Pickets był w tamtych czasach ulubionym utworem premier Margaret Thatcher - co doprowadziło lewicujących muzyków do rozpaczy :) (informacja z książeczki do CD "Flying Pickets Volume One").
Arleta Sobiniewicz
Słuchając dziś w "Wieczorze płytowym" pierwszego albumu "Yazoo", odnoszę wrażenie, że cała muzyka elektroniczna lat 80-tych czerpie z twórczości grupy "Kraftwerk" i jest mniej lub bardziej udana, ale to tylko kopia twórczości muzyków z Dusseldorfu.
Pozwolę też sobie na tezę, że "Kraftwerk" jest /była jedyną europejską grupą, która wniosła coś nowego do światowej muzyki popularnej od połowy 20-go wieku do dziś i spłaciła Ameryce dług za bluesa oraz rock&roll.
Cały europejski rock i pop oparte były na amerykańskim bluesie (i rock&roll-u), a jedynie "Kraftwerk" dała Ameryce coś w zamian, coś co stało się fundamentem np. Hip Hopu, ale też inna niż wspomniane blues i rock&roll inspiracja dla zespołów rockowych, że wspomnę tu jedynie o "Coldplay".
Paweł Balcerzak
Niestety nie widziałam żadnego występu Yazoo na żywo, ale pamiętam solowy koncert Alison Moyet w Sopocie w 1991 roku. Mimo, że to była trochę inna konwencja, inny materiał muzyczny, to mimo wszystko warto było tę panią zobaczyć, a wykonała także oprócz piosenek z solowych płyt, prezentowany dziś hit "Only You"...
PJ Harvey zdecydowanie łatwiej było ujrzeć na scenie w Polsce. Choćby w Sali Kongresowej kiedy sama przy fortepianie wykonywała kompozycje z albumu "White Chalk"... Bardzo lubię większość jej płyt, ale szczególnie pierwsze trzy w dyskografii - drapieżną, surową "Dry" , bardziej dopracowaną, ale równie energetyczną "Rid Of Me" i "To Bring You My Love", która oczywiście jest przełomowym dziełem w jej karierze. Finałowy "The Dancer" to absolutnie porażający song miłosny...
Maria Szycher
W moim przekonaniu Vince Clarke nigdy nie był wybitnym kompozytorem - choć co prawda przytrafiło mu się kilka rodzynków typu Only You i Happy People z Yazoo albo Never Never z Fergale,m Sharkeyem. Nie był też nigdy wybitnym instrumentalistą - wszystko co stworzył od Depeche Mode do Erasure jest bardzo podobne do siebie: dość ubogie harmonicznie, bazujące ciągle na tych samych monofonicznych syntezatorach, z których wydobywał niezmiennie te same zimne, plastikowe barwy. Nie trafił też nigdy na swojego Alana Wildera - juz w 1983/84 roku słychać było, jak bardzo "dźwiękowo odjechali mu" dawni koledzy z DM albo nawet Alison Moyet na swoim solowym debiucie. Ale Vince Clarke miał jednak szczęście - trafił na Alison Moyet - z którą zrobił niebywałą rzecz - pożenił te swoje zimne dźwięki z niezapomnianym, potężnym, głębokim soulowym wokalem Alison - i choć by dla tego efektu warto posłuchać Yazoo.
A potem kawał dobrego "rocka alternatywnego". Myślę, że PJ Harvey na tej płycie daje odpowiedź na pytanie, co by było, gdyby Nick Cave spotkał w studiu Patti Smith i na dodatek przygrywali by im delikatnie muzycy z Sonic Youth albo z bandu Toma Waitsa.
Piosenki o miłości, a raczej o żalu, o tęsknocie za utraconą osobą. Do tego bardzo ciekawe, poszukujące, nieco chropawe granie. Uczta!
Dj Stachu
Odważna, drobna dziewczyna z mocnym głosem (o brzmieniu trochę w typie Patti Smith albo wczesnej Kory), w różowym futrzaku, grająca bardzo dobrze rytmicznie na wielkiej gitarze Gretsch, i ze wsparciem męskiej sekcji, w której perkusista z upodobaniem łamał rytm, a basista obsługiwał pięciostrunowego Music-Mana fretless. To było coś innego, absorbującego i z miejsca przykuwającego uwagę.
Album Rid of Me przedstawiał PJ Harvey jako świadomą, zdecydowaną światopoglądowo i odważną autorkę. Jednak będąc płytą feministyczną tekstowo i opartą na surowej energii, była to wciąż płyta brzmiąca w duchu epoki, czyli w duchu grunge – za co w dużej mierze odpowiadał Steve Albini. Zróżnicowanie Rid of Me da się określić słowami cicho - głośno, wolniej - szybciej, czasem smyczki.
Na tym tle To Bring You My Love jest albumem o wiele bardziej przemyślanym, wyrafinowanym muzycznie i dopracowanym aranżacyjnie. To zbiór indywidualnie opracowanych utworów-opowiadań, przedstawiających różne aspekty kobiecości. Tu zaczyna się PJ Harvey jako artystka osobna, kontrolująca wszystkie aspekty własnego scenicznego wizerunku i muzycznego przekazu. Wymyślająca aranżacje i brzmienia utworów (koproducentami nagrań byli Flood i John Parish), oraz grająca z konwencją literacką i obyczajową w tekstach (Down by the Water), i bardzo świadomie odnosząca się do tradycji muzycznej. Już pierwszy wers płyty, to nawiązanie do Sure 'Nuff 'N Yes I Do, otwierającego Safe as Milk Captaina Beefheata. W rezultacie powstał album o dużym potencjale komercyjnym, a jednocześnie wybitna i pełna pasji płyta autorska, która po prawie 26 latach nadal brzmi tak, jakby była nagrana wczoraj.
Paweł Maciak
PJ Harvey - "To Bring You My Love"! Jedna z najwspanialszych płyt lat dziewięćdziesiątych. Pamiętam jak zobaczyłem premierę teledysku "Down By The Water". w MTV. Miałem wtedy szesnaście lat i była to moja pierwsza styczność z twórczością tej artystki. Od razu zakochałem się w tej dziwnej piosence, która hipnotyzuje klimatem od pierwszej sekundy. Nie znajdziemy w niej sztampowej budowy typu zwrotka - refren. Kawałek rozwija się powoli i wzbiera na intensywności. Nie dochodzi jednak do żadnej mocnej kulminacji, bo muzyka powoli zaczyna się wyciszać, a Harvey zaczyna złowieszczo powtarzać szeptem słowa:
"Little fish, big fish swimming in the water
Come back here, man, gimme my daughter"
Absolutnie bystry przejaw kunsztu kompozytorskiego i jeden z najlepszych utworów ze wspaniałej dyskografii PJ Harvey. No i jeszcze ten teledysk, w którym Polly w jaskrawej czerwonej sukience i z karykaturalnie mocnym makijażem wykonuje dziwaczne ruchy. Niby taniec ale trochę jakby dziwaczny rytuał rzucający czar na widza. Niby taki prosty zabieg, ale nie można od niej oderwać wzroku. Po prostu majstersztyk!
Szymon Jastrzębski
Zobacz zapowiedź:
Tytuł audycji: Wieczór płytowy
Prowadzili: Jacek Hawryluk i Przemysław Psikuta
Data emisji: 14.02.2021
Godzina emisji: 22.00