Krzysztof Penderecki bardzo cenił wykonania Polskiego Chóru Kameralnego. Chór miał przywilej przedstawiania nowych utworów Mistrza tuż po ich prawykonaniu. Krzysztofa Pendereckiego oraz Jana Łukaszewskiego łączyła bliska więź i przyjaźń.
Dyrektor Łukaszewski na samym początku podkreślił, że bardzo wcześnie poznał twórczość Krzysztofa Pendereckiego. - Jako młody człowiek śpiewający w chórze wykonywałem "Stabat Mater", jeden z pierwszych chóralnych utworów Mistrza - opowiadał.
- Kiedy spotkaliśmy się na koncercie i Krzysztof Penderecki usłyszał Polski Chór Kameralny, zachęciło to go do ściślejszej współpracy - wyjaśniał Gość "Dwójki". Dodał, że z kompozytorem poznał się późno, bo na początku XXI stulecia, ale pierwsze spotkanie było czymś w rodzaju miłości od pierwszego wejrzenia. Od tego czasu zaczęła się intensywna współpraca zarówno na gruncie zawodowym, a także prywatnym.
Utwory a capella
Polskie Chór Kameralny jako jedyny na świecie nagrał a capella wszystkie utwory Krzysztofa Pendereckiego. Dorobek na chór Pendereckiego jest twórczością, którą pisał przez całe życie artystyczne. Pierwszym utworem były "Psalmy Dawida", które są wprawdzie kompozycją z instrumentami, ale w skromnej obsadzie. Od tego czasu utwory a capella pojawiały się we wszystkich kompozycjach instrumentalno-wokalnych, ale Penderecki pisał także utwory samodzielne a capella, które nie wchodziły w skład utworu oratoryjnego.
Przez 60 lat twórczości jego utwory się nieco zmieniały, trochę także stylistyka, ale coś zawsze pozostawało takie samo. Ostatnie dzieła były bardziej tradycyjne w formie, melodyce a także harmonii, ale pewien idiom charakterystyczny dla jego twórczości pozostał. Był jemu wierny bez względu na to, jaką technikę kompozytorską stosował.
Na czym polegał idiom Mistrza
Dyrektor Łukaszewski nakreślił trzy cechy charakteryzujące dorobek Pendereckiego. Przede wszystkim jego twórczość wokalna jest ukorzeniona w głębokiej tradycji chrześcijańskiej. Zasadnicza większość utworów wokalnych - instrumentalnych, wyjąwszy opery, to jest twórczość o charakterze sakralnym, głęboko osadzona w tradycji chrześcijańskiej. Penderecki sam o niej mówił, że jest jak drzewo ukorzenione w ziemi głęboko, ale konarami sięgające nowych horyzontów i nieba. Ta tradycja, to przystosowanie elementów chorału gregoriańskiego i organum w niektórych utworach np. w "Veni Sancte Spiritus" czy w utworze na chór męski "Benedicamus Domino", później włączony do "Missa brevis" czy techniki hoketus, gdzie mowa o tłumie o tłuszczy takiej itd. Bez względu na to, czy je pisał 50 lat temu czy teraz, te wszystkie elementy tradycji są zawarte. Zmieniało się jego podejście do harmonii czy do melodyki. Niektórzy uważają, że jego twórczość jest niemelodyjna, że jest sonoryczna, ale wg Gościa "Dwójki" melodyka w twórczości Pendereckiego była zawsze.
Następnie, dyrygent wyjaśniał, że Penderecki wyczuwał możliwości wokalne ludzkiego głosu a jego utwory są doskonale napisane na głos. Tutaj nie ma żadnych błędów. U Pendereckiego wszystko ma jakiś swój sens, ciąg, który do czegoś dąży. Wreszcie, wybierał zawsze teksty, które odpowiadały jego filozofii, przekonaniom, najskrytszym pokładom jego duszy. Nie ma przypadkowych utworów. Wszystko jest przemyślane.
Gość "Dwójki" opowiadał, że zachęcał kiedyś Pendereckiego do napisania pastorałek. Podesłał mistrzowi niektóre pastorałki i kolędy kaszubskie, żeby je przełożył na swój język, ale on nie miał do tego przekonania. Kompozytor napisał chętnie jednak inną pastorałkę "My też pastuszkowie", bo pamiętał ją z domu, z dzieciństwa.
>>>[CZYTAJ WIĘCEJ] Penderecki: gdybym nie wybrał drogi kompozytora, zapewne zostałbym ogrodnikiem
Legendarne spotkania w Jastrzębiej Górze
Spotykało się tam bardzo wiele osób z grona przyjaciół Krzysztofa Pendereckiego. Łącznie z właścicielką pensjonatu, która była traktowana przez państwa Pendereckich jak najbliższa rodzina. Wybitni muzycy, skrzypkowie, pianiści, dyrygenci, ale także stali gości, jak pani Joanna Wnuk-Nazarowa " najbliższa przyjaciółka państwa Pendereckich, która spędzała z nimi najwięcej czasu czy ostatnimi czasy Maciej Tworek, najbliższy współpracownik Krzysztofa Pendereckiego. Gość "Dwójki" wraz z małżonką także uczestniczył w tych spotkaniach. Te rozmowy przy stole, to była muzyka, ale też codzienne życie, dowcipy czy śmieszne historyjki z koncertów. Bywała śpiewaczka jazzowa Wanda Warska, która znajdowała z Mistrzem wspólny język, bo był bardzo otwarty na różne gatunki muzyki. Występował na festiwalu Open’er w Gdyni z artystami odległymi od jego stylistyki i cieszył się zainteresowaniem młodej publiczności.
Dążył do piękna
Czasami można spotkać opinie, że muzyka Pendereckiego jest nie do słuchania, że to zgiełk dźwięków. Dyrektor Łukaszewski uważa, że taką ocenę wypowiadają ci, którzy jej nie znają, albo gdzieś usłyszeli tylko jakiś jej fragment. Oczywiście muzyka Pendereckiego też posiada technikę klasterową, dużo jest dysonansów, ale one gdzieś do czegoś dążą. To nie jest technika sama w sobie. W czasach kiedy Penderecki zaczynał trzeba było szokować publiczność nowościami i odkryciami sonorystycznymi czy efektami. U Pendereckiego to dążyło zawsze do czegoś " przekonywał dyrygent. - Nie mówię, że dążył do sytemu dur-mol, ale zawsze dążył do pewnego piękna. Nie szukał efektownych rozwiązań, wszystko miało spokojne zakończenie, tak jakby się gdzieś zatracając w ciszy, oddalając - tłumaczył. Zaznaczał jednak, że były wyjątki, gdzie kompozytor wyraźnie chciał, by utwory kończyły się bardzo mocno. Jego muzyka nie była próżna ani pozbawiona emocji, ale też sensu i myśli. U niego wszystko było głęboko przemyślane, rozpisane, sama technika komponowania. Partytury są jak dzieła sztuki.
>>>[CZYTAJ WIĘCEJ] Joanna Wnuk-Nazarowa: Penderecki denerwował się, gdy ktoś go naśladował
Polski Chór Kameralny wydał "Missa brevis", gdzie znajdują się zapiski dotyczące powstania tego utworu. Krzysztof Penderecki przekazał chórowi rękopisy i wszystkie materiały, które przygotowywał tworząc tą kompozycję. Najpierw szukał pojedynczo, też po bibliotekach, elementów śpiewów gregoriańskich czy antyfon, później tworzył z tego strukturę, którą wypełniał na końcu piękną muzyką. "Agnus Dei", który kończy mszę jest naprawdę pięknym utworem. - To jest najpiękniejszy utwór, jaki napisałem - przytaczał w audycji słowa Mistrza dyrektor Łukaszewski. Może mówił to pod wpływem chwili? Choć później wielokrotnie to powtarzał. To jest krótki utwór napisany na rocznicę chóru chłopięcego Thomanerchor z Lipska, ale pierwsze wykonanie było w Gdańsku.
Penderecki uważał, że każdy człowiek odbiera muzykę inaczej. Dlatego chciał, by każdy kto wykonuje jego muzykę, traktował ją jak swoją.
O tym czy Mistrz zgadzał się na propozycje zmian w swoich kompozycjach dowiedzą się Państwo z załączonej audycji. Zachęcamy do wysłuchania.
***
Tytuł audycji: Poranek Dwójki
Prowadził: Paweł Siwek
Data emisji: 1.04.2020
Godzina emisji: 9.30
mr/uk