"Życie wciąga" – pisał w dzienniku, kończąc notkę powstałą już po drugim zawale. Co takiego w tym życiu zwraca uwagę? W pewien dzień wiosenny "w sklepie obok siebie dostałem majonez, poszukiwany od sześciu dni". Jak zawsze więc u Białoszewskiego: szumy i zlepy codzienności, poezja rupieci. Jak zawsze – próba poznania (na własnej skórze, na osobiście) wszystkiego wokół.
– Chciał wiedzieć wszystko. I, co jest bardzo charakterystyczne dla niego, to nie mogła być wiedza cudza, książkowa. To trzeba było samemu sprawdzić – wspominała Anna Sobolewska. Jak podkreślali goście Dwójki, Miron Białoszewski "opanowywał nowe przestrzenie". Ta jego strategia życiowa i literacka zarazem mogła być w pewnych przypadkach źródłem pociechy. Jak wtedy, gdy przeniósł się do nowego mieszkania, gdy eksplorował otoczenie, znajdując nowe fascynujące miejsca. "Zielska, śmietniki, wysypiska pełne kwiatów”.
Białoszewskiego opanowywanie rzeczywistości było oczywiście również swoistym narzędziem poznania. Budowaniem własnej, ale i otwartej na innych, przestrzeni. – Nazwał się właścicielem Warszawy, żartem mówił, że jest też właścicielem języka polskiego. Był też właścicielem Garwolina, wcielonym w różne postacie garwolińskie – opowiadał Tadeusz Sobolewski, przywołując cykl poetycki "Wiersze ciotki Anieli”, pisane jakby w imieniu starszej kobiety (w Garwolinie mieszkała matka poety), będące jednocześnie autoprezentacją, kolejnym oglądem samego siebie.
W audycji usłyszymy między innymi odnalezione w archiwum Polskiego Radia wypowiedzi samego Mirona Białoszewskiego. Poeta wspominał m.in. swoje dzieciństwo, spacery z mamą po Warszawie. W pamięci utkwiły mu szczególnie wizyty w kościele. Tam, z półmroku, dobiegały go tajemnicze szepty "kościelnych bab". – Plotki to były czy modlitwy – zastanawiał się zafascynowany Miron…
Poza tym: wspomnienia Ludwika Heringa, Jadwigi Stańczakowej, "Teatr osobny", warszawskie Leszno, oglądanie świata z okien wieżowca. Audycję z cyklu "Ćwiczenia z myślenia" przygotowały Dorota Gacek i Elżbieta Łukomska.
jp