Bartosz Chmielewski: Jak się sprzedaje płyta Izraela? Słyszałem, że jest już ponad 6 tysięcy zamówień...
Robert Brylewski: Słyszałem, że dobrze, ale nie mam jeszcze danych.
B.Ch.: Niedaleko do złotej płyty...
R.B.: Nie wiem, co to znaczy złota płyta.
B.Ch.: 15 tysięcy sprzedanych egzemplarzy.R.B.: To jakiś śmiech na sali jest. Wiadomo, że chciałbym, żeby sprzedawała się jak najlepiej, ale dla mnie złote płyty to zupełnie trzeciorzędna sprawa.
B.Ch.: Opowiedz, jak doszło do nagrywania w londyńskim studiu Mad Professora. Takie wyjazdy to jednak ciągle egzotyczna sprawa dla naszych zespołów.R.B.: To była sprawdzona meta. Gdy zrobiliśmy tam płytę "1991" i wszyscy zachwycali się jej brzmieniem, wiadomo było, że powrót w to miejsce będzie trafionym strzałem. Trochę się czujemy tam jak w domu na Crystal Palace w Ariwa Studio. Tym bardziej że jak nagrywaliśmy tam po raz pierwszy, to pomagierem Mad Professora był jego syn, ledwie zębami sięgał do konsolety, a teraz jest centralną postacią studia. Ojciec mówi, że jest nawet lepszy niż on sam. Pojechaliśmy tam przede wszystkim ze względu na tradycję i kulturę nagrywania basów i bębnów. Jeżeli wiesz, czego potrzebujesz, tam to dostajesz. W tego rodzaju muzyce mieć dobrze nagraną sekcję to podstawa. Resztę nagrań kontynuowaliśmy już w Polsce.
B.Ch.: Czytając pierwsze recenzje, można odnieść wrażenie, że z jednej strony krytycy chwalą was za tę płytę, a z drugiej, piszą, że czegoś im w niej zabrakło. Domyślasz się czego?R.B.: Tak, paru redaktorów napisało o jakiejś rewolucji, ale chyba nie mają pojęcia, o czym piszą. Takim rewolucyjnym przekazem, nawoływaniem do walki z systemem byśmy się tylko kompromitowali w czasach stukrotnie bardziej pokojowych i niemalże melancholijnych w porównaniu z przeszłością. Ta płyta jest naturalna. Napisaliśmy o tym, o czym uważamy, że ten zespół powinien w tej chwili śpiewać. Poza tym tu jest trzech autorów i każdy autor jest trochę inny. Na tym też polega ten zespół.
B.Ch.: Na płycie jest widoczny podział na kompozycje twoje i Darka Malejonka. Podział ten przekłada się też na fanów.R.B.: Minęło kilkanaście lat. Jesteśmy w innym miejscu. Jesteśmy trzecim wcieleniem tej kapeli. Drugie wcielenie to była ta brytyjska płyta i wyjazd do Stanów, gdzie mieliśmy taki materiał bardziej międzynarodowy. Ta nowa płyta jest dedykowana przede wszystkim naszej publiczności, która trochę nas zmusiła do powrotu. Z myślą o niej była robiona.
B.Ch.: Toczyliście boje o repertuar?R.B.: Nie, absolutnie. Właściwie większość repertuaru powstała w studiu w Warszawie i w nim była dokonkretyzowana.
B.Ch.: Aktywnie zaangażowałeś się w wątek o nowej płycie Izraela na forum Reggaenetu, na którym rozgorzały spory między fanami i antyfanami...R.B.: Można powiedzieć, że kontroluję ten wątek. Zaglądam tam co dwa dni, ale takie wątki w naturalny sposób wygasają i on też już powoli wygasa.
B.Ch.: Udzielasz się na innych forach?R.B.: Sporadycznie. Kiedyś wszedłem na forum TVN 24 i napisałem, że jestem oburzony tym, co tam zastałem, że wszyscy piszą jakieś parchy polityczne, że bełkot, że nie toczy się żadna konstruktywna dyskusja. Generalnie jestem zniechęcony do internetowych forów.
B.Ch.: Na forum Reggaenetu przeczytałem, że podobno Magóra kiedyś powiedział, że nie ma bardziej zantagonizowanego środowiska muzycznego niż środowisko reggae.R.B.: W pewnym sensie tak. Tylko ja bym tego nie nazwał antagonizmem, raczej takim zaściankiem. Odczuwa się w nim jakąś dziwną potrzebę rywalizacji i konfliktu za wszelką cenę. Jeden chce być bardziej dancehallowy, drugi bardziej rootsowy. To są jakieś bzdury. Jeden gościu napisał elaborat, że nie powinno się grać polskiego reggae, tylko reggae po polsku i opiera na tym niemalże swoje jestestwo. Na szczęście są też wypowiedzi ludzi, którzy bardzo głęboko siedzą w temacie i bardzo poważnie to traktują. Generalnie z tego forum jestem akurat bardzo zadowolony.
[----- Podzial strony -----]
B.Ch.: Na tym forum znalazłem wycinek z komiksu "Tytus Romek i Atomek", w którym Tytus mówi słowa, które padają w refrenie waszej piosenki "Interesy". Czy to był zamierzony cytat?R.B.: To jest prawie cytat, bo nie jest dokładnie słowo w słowo, ale inspiracja jest stamtąd. Utwór powstał właśnie od tego refrenu.
B.Ch.: Czytasz komiksy?R.B.: Nie czytam, bo nie mam czasu, ale ostatnio dostałem Klossy w prezencie i ściągnąłem sobie z internetu okładki do komiksu "Ryzyko", bo są bardzo ładne. Był to pierwszy polski komiks, przed tymi Klossami, przed "Podziemnym frontem". Historia o milicjancie. Polski James Bond. Potem to w "Kapitana Żbika" wyewoluowało.
B.Ch.: Na płycie zaśpiewały twoje córki. Mają jakieś plany muzyczne? Dysponują oryginalnymi głosami.R.B.: Mają swoje zespoły, których nazw nawet nie pomnę. Normalnie parę razy w tygodniu pakują się na jakieś próby i tam coś ćwiczą. Sara bardziej w stronę parasoulową. Ewa z kolei ma bardzo szerokie zainteresowania od HC do ska. Trudno powiedzieć, co z tego będzie. Na pewno bym był bardziej zadowolony, gdyby równolegle kształciły się. No, ale sam w pewnym momencie życia rzuciłem szkołę, więc moje tłumaczenia nie brzmią zbyt wiarygodnie.
B.Ch.: Podobno lada moment ukaże się teledysk do singla "Brotherhood Of Man"...R.B.: On już jest gotowy. Robione są ostatnie poprawki. Wynajęliśmy tramwaj zabytkowy i jeździmy nim po Warszawie. Mieliśmy masę radochy z tego, taka fajna wycieczka po naszych ulubionych rejonach miasta. Teledysk się kończy w naszej kanciapie, w której zawsze gramy, a która się mieści w Zajezdni Tramwajowej. Klip kręcił Robal, Robert Matera z grupy Dezerter, bo wiedzieliśmy, że jest świetnym logistykiem i że o wszystko dobrze zadba. Osobiście to niespecjalnie przepadam za teledyskami, a już najbardziej nie lubię teledysków, które starają się być lepsze niż muzyka do nich. Szczególnie widoczne to jest na polskich klipach.
B.Ch.: Wystąpiłeś niedawno w teledysku Muńka Staszczyka, który wydał składankę "The Best Of T.Love". Myślałeś kiedyś o składance The Best Of Robert Brylewski?R.B.: Nie. Muńkowi jest łatwiej, bo on całe życie w jednym zespole. Trudno by mi było zrobić składankę, na której połączyłbym np. Falarka z utworami Izraela.
B.Ch.: A o nagraniu płyty z czyimiś kawałkami?R.B.: Zaprosił mnie zespół Ziggie Piggie. Zmarł niedawno taki wielki artysta ska Alton Ellis i chłopaki robią płytę poświęconą jego pamięci. Puścili mi jego kawałki i to takie cudeńka popowe fajne, powstałe chyba, zanim muzyka ska na dobre się rozbujała. No i przystąpiłem do tego projektu. To dopiero jest zaczęte. Jasne, jeśli ktoś zaproponuje coś fajnego, to chętnie wchodzę w takie rzeczy. Ostatnio zastanawialiśmy się, czy piosenek Władysława Szpilmana nie przerobić na ska. Ciekawa postać i ogromna skarbnica piosenek. To jest póki co w sferze luźnego pomysłu.
B.Ch.: Będzie jakaś większa trasa promująca "Dża Ludzi"?R.B.: Może w przyszłym roku. Jakoś niespecjalnie mierzymy w trasy. Raczej gramy z doskoku. Prób jest niewiele, średnio jedna na miesiąc.
B.Ch.: Czyli Izrael wrócił, ale nie zamierza intensyfikować swojego powrotu?R.B.: Wiesz, za czasów komuny potrafiliśmy wymienić cały program koncertowy, co trzy miesiące. Czasami dochodziło do paradoksu, że nie zdążyliśmy go wykonać, a już zmienialiśmy na następny. Dzisiaj mamy zamiar działać na zasadzie bardziej stabilnej. W planach zamierzamy wydawać płytę przynajmniej raz na półtora roku. Szykujemy dubowe wersje "Dża Ludzi" na pierwszy kwartał nowego roku. Jest plan, że ja pojadę z Dziureksem do Londynu i będziemy to z Mad Professorem robić.
B.Ch.: Mówisz o tej nadprodukcji z młodych czasów. Dużo macie archiwalnego materiału nieopublikowanego?R.B.: Najwięcej to ma Janusz Chmurski, nasz archiwista. Wiele piosenek można odgrzebać w odmętach sieci. Zaginął gdzieś materiał, który graliśmy w Hybrydach w połowie lat 80. Tam było parę utworów do tekstów Sławka Gołaszewskiego. Tam Piotr Mrowiński śpiewał parę piosenek. Były taśmy ze Stanclewa, ale to gdzieś w internecie funkcjonują te nagrania. Generalnie można się do wielu rzeczy dokopać.
B.Ch.: Jako że zbliżają się święta, to na ich okoliczność zapytam: lubisz Święta Bożego Narodzenia?R.B.: Nie przepadam. Mam wrażenie, że wszystko na głowie stoi i trzeba robić co innego niż zawsze. Nie jestem ani anty, ani pro. W sumie jak jest miło i potrawy są niezłe, to czemu nie.