- Drugi Program Polskiego Radia to nasz program! Utożsamiamy się z nim! - deklaruje Jerzy Marchwiński. - Jesteśmy dumni i szczęśliwi, że zostaliśmy zaproszeni przy okazji Jubileuszu Dwójki.
- To też rodzaj partnerstwa: nasz i Dwójki - dodaje Ewa Podleś.
Jerzy Marchwiński i Ewa Podleś tworzą idealnie zgrany duet w życiu i w sztuce. Partnerstwo, oparte na wolności i zaufaniu, trzeba jednak pielęgnować, a to jest możliwe dopiero po uświadomieniu sobie, jak jest ono istotne.
- Bardzo ciężko o prawdziwe partnerstwo, a bez niego nic nie istnieje. Tak często zapomina się o pratnerstwie w pracy, w zawodzie. Pięknie na to zwrócił uwagę mój mąż i czego od zawsze uczy. Szacunek dla partnerstwa niemalże wymusił na pedagogach, artystach, swoich studentach – mówiła w audycji Ewa Podleś. - Wydaje się, że jak się gra we dwoje, to już jest partnerstwo. A można być we dwoje na scenie i kompletnie osobno! Partnerstwo wymaga wysiłku.
Wspólna droga obojga artystów zaczęła się wiele lat temu podczas konkursu wokalnego w Rio de Janeiro.
- Jestem pewien, że to zaistniało od pierwszego naszego profesjonalnego spotkania, spaceru, rozmowy w Rio de Janeiro. Od razu coś bardzo pięknie zaskoczyło między nami w klimacie partnerstwa – wspomina Jerzy Marchwiński. I dodaje, że partnerstwo trzeba pielęgnować. - Jednym z elementów naszego partnerstwa, jest to, z czego jesteśmy słynni na świecie, że nigdy się nie rozstajemy. Dopóki mogłem grać, żona wszędzie jeździła ze mną na wszystkie koncerty, wszystkie jej występy odbywały się w mojej asyście. Jest wzruszające i bardzo piękne, że moja żona oczekiwała ode mnie takiej refleksji, takiej opinii, jakiej nikt inny poza mną nie tylko nie mógłby, ale i nie odważyłby się powiedzieć. Zresztą podobnie było ze mną, ja z naszego partnerstwa bardzo wiele skorzystałem.
- Partnerzy nie powinni ze sobą rywalizować - podkreśliła Ewa Podleś, - tylko wspólnie walczyć o sukces swojego dzieła, tego, co tworzą razem. To może być dwoje czy pięcioro ludzi, zespół pracujący nad spektaklem… Potrzebna jest współpraca, żeby całe przedsięwzięcie miało sukces. Jedna gwiazda nie udźwignie marnego przedstawienia. W interesie każdego jest zatem stworzyć wspólnie coś fenomenalnego, bo każdy z perspektywy wspaniałego spektaklu jest oceniany jeszcze lepiej!
W rozmowie z Różą Światczyńską Ewa Podleś i Jerzy Marchwiński mówili o tym, czym różnią się dyrygenci maszerujący od śpiewających, współpracy z Garrickiem Ohlssonem i o tym, jak wejść w spektakl bez jednej próby. Zapraszamy do słuchania.
Ewa Podleś i Garrick Ohlsson
***
Ewa Podleś jest rodowitą warszawianką. Studia wokalne odbyła w Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie u prof. Aliny Bolechowskiej. Jest laureatką wielu międzynarodowych konkursów, m.in. Konkursu im. Piotra Czajkowskiego w Moskwie. Będąc niewątpliwie "obywatelką świata" nieprzerwanie współpracuje jako solistka z Teatrem Wielkim - Operą Narodową i występuje w wielu ośrodkach muzycznych w Polsce.
Posiadane możliwości głosowe pozwalają artystce na wykonywanie repertuaru od baroku do współczesności, na najbardziej prestiżowych scenach operowych i estradach koncertowych świata, takich jak La Scala, MET, Covent Garden, le Châtelet, Deutsche Oper, Teatro Liceo, Teatro Real, Carnegie Hall, Lincoln Center, London’s Wigmore Hall, Théâtre des Champs Elysées, Filharmonia Narodowa.
Ewa Podleś dokonała licznych nagrań płytowych, którym przyznano szereg znaczących nagród i wyróżnień. Grupa prestiżowych międzynarodowych krytyków muzycznych Classic FM Magazine zaliczyła Ewę Podleś do 10 najlepszych głosów mezzosopranowych pierwszej dekady XXI wieku, a portal Operaarts do ekskluzywnego grona 100 operowych legend ostatniego półwiecza.
Jerzy Marchwiński jest zaliczany do grona najwybitniejszych pianistów-kameralistów. Był członkiem Kwartetu Polskiego Radia i Telewizji, występował między innymi z Andrzejem Hiolskim, Konstantym Andrzejem Kulką, Teresą Żylis-Gara, Stefanią Woytowicz i Wandą Wiłkomirską. Duet idealny tworzy z żoną Ewą Podleś.
Jerzy Marchwiński jest znakomitym pedagogiem, potrafiącym przekazać młodym adeptom sztuki istotę kameralnego muzykowania. Jest również propagatorem właściwego rozumienia zadań pianisty w zespołach kameralnych. MA alergię na słowo "akompaniator".
- Wszędzie, nie tylko w Polsce, wydziały fortepianu kojarzone są wyłącznie z graniem indywidualnym, solowym. Podobnie jak pojęcie pianisty, w tradycyjnym odczuciu, kojarzone jest wyłącznie z graniem solowym. Pianista, który nie gra sam, jakby pianistą być przestawał. Granie zespołowe pianistów ustawiane jest w roli głównie usługowej. Jest to rola fałszywa, szkodliwa artystycznie i psychologicznie. Relacje pomiędzy grającymi w zespole opierają się przecież na relacjach partnerskich, a nie apriorycznym założeniu uprzywilejowania jednych i subordynacji drugich. Aktywność profesjonalna pianisty ma bowiem dwie różne, ale jednakowo ważne, formy: granie solowe i granie zespołowe. W obydwu – oczekiwania perfekcji są identyczne.