Głos Andrzeja Grabowskiego usłyszymy na płycie "Kołysanki z miłością". Charytatywne przedsięwzięcie jest owocem pracy artystów i rodziców, którzy pragną przywrócić modę na śpiewanie dzieciom do snu. – Kołysanki śpiewano chyba każdemu. Pamiętam, jak śpiewano mi "Leciały gąseczki z wysokiej góreczki, zbieraj Jędruś piórka, będą poduszeczki". Piękne – wspomina aktor.
- To, że zacząłem śpiewać, a raczej charczeć, to kompletny przypadek. Nie muszę już kreować siebie, kołysanki śpiewałem z potrzeby serca – mówi w Czwórce. Zaznacza, że aktorem też został przypadkiem, a nawet z głupoty. – Nie chciałem zostać aktorem, a dostać się do szkoły teatralnej – to jest różnica. W szkole teatralnej było fajnie – wiedziałem o tym, bo brat tam studiował i jeździłem do niego na wagary. Może niektórzy uważają, że to zawód z posłannictwem, że to powołanie być aktorem. Ja tak nie uważam. Powołanie trzeba mieć by zostać księdzem –mówi.
- Śpiewanie kołysanek zanika, podobnie czytanie książek. Mamy Internet, komputery, kina, telewizje. Mniej jest domowej atmosfery w domu rodzinnym – podkreśla Grabowski. – Wtedy, gdy byłem dzieckiem, mój pokój, dom, miejscowość były całym światem. Dziś cały świat mam w swoim pokoju – dodaje.
Na płycie znalazły się zupełnie nowe kołysanki, napisane przez rodziców. Z ponad 400 utworów wybrano najlepszą dziesiątkę, którą wykonywali, razem z rodzicami, znani artyści. Gość, Czwórki, przyznaje, że kołysanki zawsze działały, gdy usypiał swoje dzieci. – Chciały, żebym jak najszybciej skończył – uśmiecha się.
pg