"Może (morze) wróci" to zapis z podróży Bartka Sabeli do Uzbekistanu. Pewnego dnia Bartek oglądając zdjęcia w internecie natknął się na fotografię statku stojącego na wydmach, koło którego spacerowały wielbłądy. Zaczął szukać informacji na ten temat. Dotarł do tragicznej historii Morza Aralskiego.
- Te wydarzenia tak mnie zaczęły wciągać swoim tragizmem, że zdecydowałem, że muszę tam pojechać - przyznaje gość Czwórki. - Zazwyczaj takie zmiany, jak wyschnięcie morza, trwają setki lat. A tu, jedna decyzja człowieka zmieniła krajobraz olbrzymiej powierzchni Ziemi, w ciągu kilkudziesięciu lat - opowiada.
W ZSRR rozpoczęto realizację planu uprawy bawełny na terenie Uzbekistanu, na niespotykaną wcześniej skalę. Ten pomysł był częścią większego zamysłu kolonizacji tzw. ziem dziewiczych czyli obszarów Kazachstanu, Uzbekistanu i Turkmenistanu. W ten sposób chciano utworzyć spichlerz dla Związku Radzieckiego. - Zdecydowano, że woda do uprawy bawełny będzie czerpana z dwóch rzek, które zasilały Morze Aralskie - opowiada Bartek Sabela. - Koszty ludzkie, środowiskowe, kulturowe nie miały w tej decyzji żadnego znaczenia - dodaje.
Najbardziej na tych działaniach ucierpiał Karakałpakstan, republika, która zajmuje 1/3 Uzbekistanu, a swoją powierzchnią dorównuje niemal obszarowi Polski.
- To, co mnie najbardziej uderzyło w Karakałpakstanie to takie abstrakcyjne obrazy: miasta bez ludzi, rzeka bez wody, mosty, morze, w którym nie ma wody - mówi gość "Kontrkultury". - Skala tego zjawiska jest niewyobrażalna. Spotkałem ludzi, których cała kultura i historia były związane z istnieniem tego morza. Z dziada pradziada każdy tam był rybakiem, a w ciągu 40 lat znaleźli się na pustyni - opowiada.
Tragedia Morza Aralskiego jest wielowątkowa. Okoliczny krajobraz dodatkowo skażony jest środkami toksycznymi z pól bawełny oraz z ośrodka badań nad bronią chemiczną. Morze Aralskie leży na granicy Kazachstanu i Uzbekistanu, a polityka tych dwóch państw jest zupełnie różna. Kazachowie próbują ratować morze, dzięki czemu odradza się tzw. Mały Aral. W Uzbekistanie w ogóle się o tym nie mówi.
- Pustynia "pożera" ludzi, którzy zdecydowali się jeszcze tam mieszkać - mówi gość Czwórki. - Spotkałem człowieka, który cały czas ma nadzieję, że morze wróci. Codziennie przychodzi pod pomnik morza i patrzy na horyzont.
(pj)