Wojciech Wiewiórowski skomentował w Sygnałach Dnia precedensowe orzeczenie Naczelnego Sądu Administracyjnego sprzed kilku dni. Zgodnie z nim każda osoba fizyczna oraz firma, która wykaże, że jest to niezbędne dla ochrony jej dobrego imienia, może żądać ujawnienia danych użytkowników forów internetowych. Chodzi o przypadki tzw. ataków hejterów.
- To nie jest taki dramatyczny przełom, jak to przedstawiano w prasie w ostatnich dniach, z tego powodu, że Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych wydaje decyzje w takich sprawach już od kilku lat - powiedział Wiewiórowski.
Wiewiórowski wyjaśnił, że osoba atakowana w internecie ma dwie drogi postępowania. - Jeżeli to spełnia znamiona przestępstwa, to wówczas przy pomocy policji prowadzone jest postępowanie, można otrzymać dane tej osoby, która takiego wpisu dokonała - wyjaśnia GIODO. Natomiast jeśli ataku nie można uznać za przestępstwo, osoba atakowana zostaje sama. Jedyną drogą dochodzenia jej praw jest wytoczenie procesu cywilnego. Do tego potrzeba jednak wiedzieć, kogo pozywamy.
Wojciech Wiewiórowski tłumaczy, że w takiej sytuacji należy najpierw zwrócić się do dostarczyciela usług internetowych. Jeśli on odmówi udostępnienia danych, pomóc może Generalny Inspektor Danych Osobowych. Zadecyduje, czy w danym przypadku chodzi faktycznie o wytoczenie procesu, czy o zwykłą ciekawość atakowanej osoby.
Uzyskane w ten sposób dane mogą okazać się jednak niewystarczające. Użytkownik może bowiem zostawiać po sobie bardzo mało śladów w internecie. Jak podkreśla Wiewiórowski, tacy doświadczeni internauci rzadko jednak tracą czas na dokonywanie głupich wpisów. - To jest tak naprawdę działanie chuligańskie i większość osób, które wpadają jako hejterzy, to są początkowi użytkownicy internetu, albo ci, którzy przypadkowo tego internetu używają - podsumował Wiewiórowski.
Z Wojciechem Wiewiórowskim rozmawiał Daniel Wydrych.
bk
>>>Zapis całej rozmowy