M.Witkowska/fot. W.Kusiński
Witkowska podróżowała wraz ze szwedzkim żeglarzem, tradycyjnym jachtem o nazwie "Anna". Rejs trwał niemal trzy miesiące, jednak jak przyznaje gość Czwórki, przez ten czas nie było nawet chwili, by dłużej ze sobą porozmawiać.
– Jeśli płynie się tylko we dwójkę, w trudnych warunkach, tradycyjnym jachtem bez żadnych udogodnień, to jedna osoba musi stać na wachcie, nawigować, a w tym czasie druga ma czas na spanie – opowiada Witkowska. – W trudnych warunkach pełniliśmy wachtę razem, ale wtedy była po prostu walka z żywiołem. Więc czasu, żeby spokojnie wypić herbatę w swoim towarzystwie było bardzo niewiele, w portach, albo na kotwicy.
Czytaj także: Najpiękniejsze miejsca na świecie <<<
Mimo wszystko Witkowska przed wyprawą zastanawiała się, czy aby na pewno wszystko pójdzie dobrze. – Arktyka jest ciężka do pływania – mówi gość Czwórki. – Jest zimno, wieje wiatr, pogoda jest zmienna. Jeśli coś się dzieje, można liczyć tylko na siebie a wypadnięcie za burtę oznacza kilka minut życia, bo szybko ginie się z wyziębienia. Jeśli coś działoby się w trakcie sztormu, zwłaszcza u wybrzeży Czukotki, nie byłoby właściwie szans, by ktoś nam pomógł. W takiej sytuacji musielibyśmy liczyć wyłącznie na siebie.
Dowiedz się więcej o fascynującej i niebezpiecznej wyprawie na Czukotkę, o tym, dlaczego Witkowska została kryminalistką i o niezliczonych niespodziankach, jakie podróżnikom zgotowała natura, a także o książce "Kurs Czukotka", słuchając nagrania całej rozmowy z Moniką Witkowską z audycji "Stacja Kultura".
(kd)