Stones On Travel - pieszo poboczami Ameryk

Ostatnia aktualizacja: 10.04.2022 13:00
Arek Winiatorski wyruszył pieszo z Panamy na północ, po drodze - w Meksyku - spotkał Olę Synowiec i namówił ją na wspólny marsz, przez Ameryki. Za Arkiem - 12 tys. km, za Olą - 7. Teraz, krok po kroku, zbliża się premiera ich książki "Na poboczu Ameryk. Pieszo z Panamy do Kanady". 
Ola Synowiec i Arkadiusz Winiatorski - Stones On Travel
Ola Synowiec i Arkadiusz Winiatorski - Stones On TravelFoto: archiwum prywatne podróżników

Arkadiusz Winiatorski i Ola Synowiec zapowiadają, że na pewno ich książka przybliży czytelnikom, jak wyglądają Ameryki poza utartym szlakiem. - Arek przeszedł przez dziewięć krajów, w tym sześć krajów Ameryki Centralnej. Poznaliśmy się na południu Meksyku, przez Meksyk przeszliśmy już razem - opowiada Ola Synowiec. - Potem przez Stany Zjednoczone, zachodnim wybrzeżem, doszliśmy do Vancouver. Cały czas czuliśmy taką dużą siłę. Granica między USA a Meksykiem jest jedną z najbardziej widocznych granic na świecie. Stoi tam wielki fizyczny mur, ale też te dwie strony bardzo różnią się od siebie, jak dwie strony lustra - dodaje. 

Trasa migrantów

Trasa wybrana przez Stones On Travel biegła dokładnie tak, jak biegną szlaki migrantów z Ameryki Centralnej, Hondurasu, Salwadoru. - Oni dokładnie tymi szlakami, co my, zmierzali do Stanów Zjednoczonych. W tym kontekście było to dla nas bardzo otwierające - mówi Ola. - Od Panamy do Stanów jest mnóstwo kilometrów, ale te dwa kraje łączy więcej, niżby się wydawało. Wpływy USA: kulturowe, ekonomiczne, gospodarcze, są przeogromne na Amerykę Łacińską. To bardzo ciekawa rzecz, którą też obserwowaliśmy - podkreśla Arek Winiatorski. 

Początek w Rio

Cała podróż Arka po Amerykach zaczęła się od olimpiady w Rio de Janeiro. - Poleciałem tam, by pracować jako wolontariusz podczas letnich igrzysk olimpijskich - opowiada gość Mateusza Kulika. - Po czterech latach od opuszczenia domu dotarłem do Vancouver. Piesza wędrówka z Panamy do Kanady zajęła mi dwa lata, ale zanim w nią wyruszyłem, 18 miesięcy spędziłem w Ameryce Południowej, podróżując autostopem - zdradza. 

Przyglądając się trasie pieszej wędrówki Stones On Travel, można by przypuszczać, że piechurzy najtrudniejszy fragment trasy mieli do pokonania w Ameryce Centralnej. - Dziś możemy powiedzieć, że w tych regionach, których się najbardziej obawialiśmy, otrzymaliśmy najwięcej dobra - przyznaje Arek Winiatorski. - Kiedy przechodziłem przez Amerykę Centralną, Honduras, Salwador to były kraje, gdzie ludzie otwierali swoje domy, drzwi swoich serc. To były przepiękne motywy. Tak samo na północy Meksyku, te rejony słyną z kultury narkotykowej, której się najbardziej obawialiśmy. A z nich mamy najpiękniejsze wspomnienia - dodaje. 

Trudne Stany

- O Stanach myśleliśmy, że będą naszą podróżniczą emeryturą - przyznaje Ola Synowiec. - One okazały się wyzwaniem, dlatego że były krzywym zwierciadłem południa. Tam otrzymywaliśmy mnóstwo pomocy od ludzi, ciepła, wsparcia, a w Stanach było na odwrót - dodaje gorzko. 

Los Angeles, San Francisco, Portland, Seattle nie okazały się przyjaznymi miejscami dla pieszych. - My cały swój dobytek pchaliśmy na dziecięcym wózku, przeznaczonym do joggingu. Taki wózek w Stanach, jeśli nie ma się w nim dziecka, jest ewidentnym symbolem osoby w kryzysie bezdomności - opowiada gość Czwórki. - Trochę stygmatyzacji związanej z tymi osobami nas dosięgnęło, choć trudno się porównywać, bo nic nie wiemy o doświadczeniach osób bezdomnych - dodaje Ola. - Otrzymaliśmy też pomoc i doświadczyliśmy otwartości od osób w kryzysie bezdomności. Zaproszono nas do dołączenia do miasteczka ludzi mieszkających w swych samochodach. 


Posłuchaj
16:50 czwórka tędy po trendy 10.04.2022.mp3 O pieszej podróży przez Ameryki opowiadają Ola Synowiec i Arkadiusz Winiatorski (Tędy po trendy/Czwórka)

 

Po przejściu przez wybrzeże Stanów Zjednoczonych Ola i Arek dotarli do Kanady. Tam znów odkryli gigantyczną różnicę między USA a Kanadą. - Nareszcie pojawili się ludzie na chodnikach, byli też megaotwarci - mówią podróżnicy. - Zagadywali, pytali o naszą wyprawę. Trochę żałowaliśmy, że tak krótko szliśmy przez Kanadę, ale zbliżała się tamtejsza zima, a my wciąż marzliśmy, by dotrzeć na koło podbiegunowe - tam już dotarliśmy autostopem - dodają. 

Siła w głowie

Ani Arkadiusz, ani Ola nie są sportowcami. - Nie uprawiam zawodowo sportu - przyznaje Arek. - Udało mi się przejść prawie 12 tys. km, bo to wszystko dzieje się w głowie - dodaje. - Dla mnie początki były bardzo trudne. Kiedy poznałam Arka w Meksyku, gdy zakochaliśmy się w sobie i on zaprosił mnie do tego marszu, nie uprawiałam żadnego sportu, nie miałam nawet dobrych butów. Dodatkowo pierwsze dwa tygodnie naszego marszu wypadły w górach, to był najtrudniejszy fragment naszej wędrówki - zdradza Ola. - Odkryłam, że ta moja słabość nie leży w nogach, w ciele, ale w głowie. To truizm, ale co innego jest to wiedzieć, a co innego poczuć na własnej skórze - dodaje. 

Arkadiusz Winiatorski i Ola Synowiec podczas swojej wyprawy nauczyli się patrzeć i widzieć. Zauważali to, na co nie spojrzeliby, jadąc autem czy pociągiem. Mieli czas na przystanki, na rozmowy i pytania, cieszyli się małymi rzeczami. - Z podróży najczulej patrzymy na te fotografie, na których są ludzie, których spotkaliśmy po drodze, to dla tych spotkań ruszyliśmy w trasę - przyznają podróżnicy. - I choć podczas tej wyprawy zwątpiliśmy trochę w ludzkość, to zobaczyliśmy, jak bardzo kochamy ludzi, jako jednostki. Spotkaliśmy przepięknych ludzi na naszej trasie - podkreślają. 

Premiera książki Arkadiusza Winiatorskiego i Oli Synowiec zaplanowana jest na 18 maja. 

***

Tytuł audycji: Tędy po trendy

Prowadzi: Mateusz Kulik

Goście: Ola Synowiec i Arkadiusz Winiatorski (Stones On Travel)

Data emisji: 10.04.2022

Godzina emisji: 9.16

pj

Czytaj także

Budapeszt - nieoczywiste szlaki stolicy Węgier

Ostatnia aktualizacja: 18.12.2021 14:40
Tym razem w naszym podróżniczym cyklu odwiedzamy stolicę Węgier, która formalnie powstała w latach 1872-1873 z połączenia trzech niezależnych miast: Budy i Óbudy na prawym brzegu Dunaju oraz Pesztu - na lewym. W późniejszych latach przyłączono do niej jeszcze 23 okoliczne miejscowości.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Serce Transylwanii. "Braszów to Kraków, tyle że w Bieszczadach"

Ostatnia aktualizacja: 15.01.2022 14:00
Turystów, którzy przyjeżdżają do Braszowa w Rumunii, wita wielki napis "Brasov", wzorowany na tym z Hollywood. Znajduje się on na wzgórzu Tâmpa, o którym mieszkańcy mówią "słup reklamowy". Rozciąga się z niego wspaniały widok na uporządkowaną saską dzielnicę Juni oraz chaotyczną rumuńską części Schei.
rozwiń zwiń