Opisanie historii kultowego Fiata 126 p, czyli Malucha – jak przyznaje Semczuk – wcale nie było proste, bo sięga ona czasów przedwojennych. - Wówczas ewenementem było, że kupiliśmy koncesję na zagraniczny samochód i pozwolono nam użyć nazwy Fiat - opowiada gość "Zmienników".
Potem nadeszły trudne lata powojenne i samochód stał się dobrem luksusowym. - Tylko wyjątkowe osoby mogły go mieć, był to towar zupełnie deficytowy - opowiada Semczuk. - W czasach panowania Gomułki nie było zresztą łatwiej, bo przecież klasa robotnicza miała jeździć koleją i autobusami.
Pierwsze Maluchy wyjechały więc na polskie drogi dopiero w 1973 roku. Premierowa prezentacja auta odbyła się rok wcześniej z wielką pompą - na Pl. Defilad w Warszawie. Widzów na ten show dowożono autokarami z całego kraju. - Dziś to byłoby oczywiście niemożliwe, bo trudno zapełnić gośćmi jeden salon podczas "dni otwartych". Wówczas jednak ludzie niemal pchali się, by zobaczyć Malucha - mówi Semczuk.
Czytaj także: Jak Maluch zawrócił Polakom w głowach <<<
W Polsce wybuchła prawdziwa „maluchomania”. - Dziennikarze pisali o tym aucie z zaangażowaniem i entuzjazmem, choć przecież nikt im nie kazał. Wszyscy cieszyli się, że wreszcie mamy swój samochód, na wyciągnięcie ręki - mówi Semczuk. - Organizowano nawet prezentacje w zakładach pracy, więc z czasem ludzie zaczęli być zmęczeni samymi superlatywami, którymi opisywano malucha i nastała era „maluchowych żartów”.
Czytaj także: Polonez - limuzyna kadry dyrektorkskiej <<<
Choć dostanie tego auta graniczyło z cudem, kolejki po nie nie malały. Obywatel, chcący kupić Malucha musiał wpłacić pieniądze, zapisać się i czekać. Nawet kilka lat. - To było jak kupowanie "kota w worku". Pierwsi klienci kupowali samochód, którego nigdy nie widzieli, a panie w banku, które "sprzedawały" rezerwacje, także najczęściej opowiadały klientom o samochodzie, którego nigdy nie widziały - mówi Semczuk. - Ciekawostką jest jednak to, że w pierwszej części zapisów aż 12 tys. osób wpłaciło pełną wartość Malucha.
Zobacz więcej: Testy samochodów w Czwórce <<<
Auta te otrzymywali na początku głównie szczęśliwcy, którzy wygrali losowanie. - Niektórzy myśleli, że można pogadać z dyrektorem banku, by ominąć kolejkę, ale okazało się, że wszystko było zorganizowane bardzo przejrzyście i uczciwie - mówi gość Kuby Marcinowicza. - Oczywiście jednak część aut sprzedawana była także na talony.
By dowiedzieć się więcej o tym, na czym polegała sprzedaż „na talony”, a także jak powstała książka o historii Malucha, posłuchaj nagrania całej rozmowy z Przemysławem Semczukiem z audycji "Zmiennicy" .
(kd,tj)