Kiedy spędza się czas w szkolnych murach to wcale nie jest to takie zabawne. Ale z perspektywy czasu, wspominając uczniowskie wybryki, można się szczerze pośmiać.
Czytaj także: Kolejowe opowieści Skiby Skibińskiego >>>
- Byłem typowym klasowym śmieszkiem. I szybko zdałem sobie sprawę, że jak robię psikusy nauczycielom, to zdobywam sympatię kolegów z ławki - opowiada Skiba. - Moim popisowym numerem było jedzenie kredy na lekcji matematyki. Wtedy, w czasach PRL, to był towar deficytowy. Była więc duża szansa, że jak pochłonę jeden czy dwa kawałki, zapas się wyczerpie i nie będzie czym pisać. A wtedy z rozwiązywania zadań przy tablicy były nici. Zawsze tłumaczyłem się niedoborami wapnia w organizmie, ale rodzice szybko zweryfikowali to kłamstwo.
Nieco inaczej na szkolne lata patrzy Zbigniew Hołdys. - Prawda jest taka, że ja się w szkole nie mieściłem - wspomina artysta. - Zaczęło się to w podstawówce i trwało przez całą edukację. Nie było to kwestią tupetu, nie czułem się najmądrzejszy na świecie. Bardziej chodziło o to, że czułem się nieprzystosowany. Nie nadający się do wtłoczenia w ramy.
Zobacz: Patrycja Kazadi zachwyca się Polską >>>
A jaką uczennicą była aktorka Renata Dancewicz? Dowiesz się słuchając nagrań z "Poranka OnLine".
(kul/pj)